czwartek, 31 lipca 2008

Koniec przygód

No i jestem w Polsce, po 24 godzinach tłuczenia się po lotniskach i samolotach... Przez ostatnie dni działo się tyle, że nie miałem kiedy usiąść do komputera, żeby coś napisać, ale ponieważ mam jeszcze sporo zdjęć, wrzucę i opiszę je teraz, mam cały tydzień czasu przed wyjazdem do Budapesztu. Choć uczciwie mówiąc nie spodziewam się po nim tyle co po tym:>
Tak więc chociaż już wrócilem napiszę jeszcze co nieco, zacznijmy od:

Teothiuacan

W piątek spotkałem się w Mieście Meksyk z jedną z koleżanek i razem z jej rodziną i chłopakiem spędziliśmy razem dwa dni zwiedzając miasto i okolice. Jako pierwsze zobaczyliśmy azteckie piramidy w Teothiuacan, wiosce oddalonej od DF o jakieś 2 godziny jazdy samochodem na północ.
To co od razu rzuca się w oczy to ich wielkość. Nie jest ich wiele, jednak w porównaniu do piramid Majów z półwyspu Jukatan robią ogromne wrażenie. Samo wejście na górę wymaga pewnego wysiłku.




Pod piramidą indianie tańczący do prostego, wybijanego na bębnach rytmu:


To czego udało mi się dowiedzieć od przewodnika, jeszcze w Palenque, to różnice dzielące Azteków (którzy władali bardziej północną częścią krajów w okresie w którym cywilizacja Majów już nie istniała) i Majów to różne podejście do czczenia bóstw oraz wiara w naukę. O ile Majowie, mimo, że pierwsi, byli ludem bardziej cywilizowanym, który w końcu wynalazł kalendarz, skopiowany z resztą potem przez Azteków, zdarzenia przyrody starali się poddawać naukowej interpretacji, o tyle Aztekowie, widząc zachmurzone słońce potrafili uznać, że jest ono zmęczone po całonocnej walce ze złymi duchami. Oczwiście aby słońce poczuło się lepiej i nabrało sił należało złożyć mu odpowiednio dużo ofiar, najlepiej ludzkich. Stąd też różne sposoby składnia ofiar u obu ludów. Majowie, mimo że składali ofiary ludzkie, zdarzało się to bardzo rzadko, jedynie przy szczególnych okazjach. U Azteków była to niemal codzienność.

Kolejnego dnia wybraliśmy się zobaczyć jedną z wiosek nieopodal Puebli, miasta w którym znaleźliśmy się niedługo później. Tym na co zwrócił moją uwagę tata Any Laury, zanim jeszcze wyjechaliśmy z parkingu samochodowego, to śniadanie obsługi tegoż parkingu:


Chyba nie przeszkadzałoby nikomu gdyby to był jego samochód, prawda?
Niedługo potem przyjechaliśmy na miejsce, ruiny jak każde inne:

Co jednak zwraca większą uwagę to kościół znajdujący się na szczycie tych ruin. Indianie, którzy budowali piramidy, konstruowali je jedna na drugiej, każdą kolejną ku chwale kolejnego władcy, dla podkreślenia jego wspaniałości, jeszcze większej niż poprzednika.

Hiszpanie jednak uznali, że należy skończyć z tymi niecnymi praktykami, i dlatego zasypali ziemią wszystkie obiekty kultu, a na ich szczycie postawili kościół. Podobnie zresztą miasto Meksyk, centrum miasta, na przykład kościół postawiony jest na piramidach, na starym Azteckim mieście. Powoduje to zresztą pewien problem, otóż kościół nieustannie zmienia swoje położenie, co ilustruje znajdujący się wewnątrz pion:

Poniżej pionu widzimy położenia które wskazywał w kolejnych latach.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na postać Jezusa znajdującą się w "gablocie". Jak widać jest ona o wiele bardziej zakrwawiona niż możemy to zauważyć w naszych kościołach. Można przypisać to sposobowi w jaki misjonarze przekonywali Indian do wiary w jednego Boga. Cytując chłopaka Any Laury, chodziło o to, by zamiast składania ogromnej ilości ludzkich ofiar, uwierzyli oni, że przyszedł ktoś kto sprawił, że takie ofiary nie są już potrzebne. Skoro ktoś taki przyszedł, to jak mógł złożyć ofiarę nie przelewając ogromnej ilości krwi?

Na koniec jeszcze widoki z Puebli, miasta które koniecznie trzeba zobaczyć, będąc w Meksyku. Można chodzić godzinami nie wychodząc ze starego miasta. A tutaj policjant kierujący ruchem w Puebli:

I wieże kościoła oświetlone wieczorem:


Brak komentarzy: