wtorek, 26 sierpnia 2008

Powrót do domu

Od soboty rano jesteśmy w domu. Cały nasz powrót możemy określić jako wielki fart. Gdy dojeżdzaliśmy na miejsce okazywało się, że akurat w jakiś sposób możemy jechać dalej. W Suczawie w Rumunii, dokąd przyjechaliśmy z Istambułu (19 godzin) okazało się, że jedynym sposobem na dotarcie do Polski jest przejazd przez Ukrainę.Tam też złapaliśmy busa, którego kierowca wpasowywał się w moje wyobrażenie o radzieckim traktorzyście:) Jako człowiek doświadczony jazdą na tym odcinku wiedział, że parę hrywien bardzo przyspiesza kontrolę paszportową, a ich brak nierzadko może ją znacznie spowolnić. W ten sposób po dwóch godzinach znaleźliśmy się Czerwińsku. Dalszą drogę - marne 154 kilometry - jechaliśmy ponad 4 godziny. Tam po prostu nie dało się wiele szybciej jechać. Dodajmy jeszcze wyjątkową ślamazarność kierowcy, do którego ktoś zadzwonił w drodze i który uznał za stosowne zawrócić kilka kilometrów w celu załatwienia swoich spraw. Po przyjeździe do Iwano-Frankowska - kolejny raz mamy szczęście! Za 5 minut odjeżdża autobus do Warszawy:)
Dla tych którzy wytrzymali aż tyle, mapa naszej trasy (nieco naciągana, bo kto wie którędy jechały te autobusy...)


Wyświetl większą mapę


Czy warto było jechać? Zdecydowanie tak! Po dwóch wakacyjnych wyjazdach siłą rzeczy porównuje się obie przygody i zastanawia gdzie było lepiej. Cóż, nie będę kręcił - Meksyk jest zupełnie nieporównywalny z Turcją (a raczej z jej zachodem aby oddać sprawiedliwość), to tam można natknąć się na prawdziwą egzotykę i rzeczy które sprawiają, że otwieramy buzię ze zdziwienia. Nie wszystko można gładko zaplanować i z różnych powodów byłem tam tylko miesiąc. Oba wyjazdy pozwoliły mi jednak zauważyć wiele różnic, ciekawych zjawisk i oczywiście rozbudziły apetyt na więcej i dłużej:)

Moje powyjazdowe spostrzeżenia (dla niektórych zapewne banalne):
- ludzie są tym bardziej życzliwi im mają więcej słońca - wystarczy wytknąć nos na południe od Polski, stanąć z mapą a zaraz znajdzie się ktoś kto sam z siebie zechce nam pomóc (czego doświadczyliśmy w każdym odwiedzonym przez nas kraju)
- język angielski nie zawsze wystarcza aby bezstresowo podróżować, na wschód od Polski rosyjski przydaje się (a raczej przydałby się...) tam gdzie bym się tego zupełnie nie spodziewał (wielokrotnie w Istambule)
- Rumuni mają zupełnie niezasłużenie złą reputację w Polsce, spowodowaną oczywiście przez napływających tu cyganów, którzy w Rumunii są jednakowo źle postrzegani. Nam przydarzyło się tyle dobrych rzeczy z ich strony, że nasz sposób patrzenia na nich zmienił się zupełnie.
- Nie trzeba jechać do Meksyku, żeby znaleźć się w prawdziwym bałaganie i nie wiedzieć co zrobić. Są państwa w których bałagan daje się we znaki o wiele bardziej. Zresztą, co jak chyba udało mi się pokazać na zdjęciach wcześniej, Meksyk to nie trzeci świat jak wiele osób mi to sugerowało przed wyjazdem:)
- Zwiedzanie Europy wymaga wiedzy lub dobrego przewodnika. Dopóki nie poznamy historii danego miejsca, nie dowiemy się czegoś o zwyczajach, oglądanie kolejnej budowli będzie męką (wystarczy spojrzeć na wycieczkowe tłumy które ciągną zobaczyć Troję, a to co zastają na miejscu to kupa gruzu - no cóż, jak tu być zainteresowanym). Oczywiście są miejsca, które wzbudzają zachwyt jednakowo u wszystkich, ale nie oszukujmy się, ile jest takich miejsc? Wiem, że w tym momencie napisałem coś co, gdyby więcej osób to czytało, sprowadziłoby na mnie oskarżenia o ignorancję kulturalną. Ale choć globalizacja ma wiele pozytywnych cech to sprawia, że musimy szukać dalej, jeżeli chcemy zobaczyć coś nowego.
- i wreszcie - im dalej jedziemy, im mniej ludzi masowo tam jeździ tym są dla siebie życzliwsi, ciekawi, bardziej otwarci. Wszędzie gdzie się zatrzymywaliśmy w Meksyku poznawaliśmy kogoś nowego, wymienialiśmy się doświadczeniami, czy po prostu szliśmy na piwo:) Podróżując po Europie spotykamy się z większą "masówką" - nikogo nie interesuje skąd jesteś, dokąd jedziesz, spanie w dormitoriach w hostelu wcale nie jest gwarancją poznania kogoś. To raczej z miejscowymi mieliśmy większy kontakt niż z całą masą backpackerów. Ale może to po prostu zbieg okoliczności.

A tak z innej beczki, czy w Polsce 5 lat temu nie było cieplej o tej samej porze roku?

czwartek, 21 sierpnia 2008

Çanakkale,Selçuk,İzmir

Opisanie trzech miast w ktorych bylismy w jednym wpisie wiele osob uznaloby zapewne za razaca (przepraszam, nie ma polskich literek...) powierzchownosc, ale jako ze mamy tylko godzine do odjazu z Istambulu, postaram sie jakos szybko tu zmiescic:)

W niedziele wyjechalismy z Istambulu do Çanakkale. Podroz czesciowo autobusem, czesciowo promem po morzu Marmara.

Okolo 40 stopniowy upal nie przeszkadzal oczywiscie Turkom w popijaniu jeszcze cieplejszej herbatki:) Ale to rzeczywiscie dziala, herbata lepiej gasi pragnienie niz zimna cola.

Kolejnego dnia pojechalismy zobaczyc ruiny Troi. Wlasciwie wiedzielismy ze po ruinach cudow sie nie nalezy spodziewac, ale mozna by oczekiwac jakiejkolwiek proby rekonstrukcji (tak jak to mialo miejsce w Meksyku).


Kon byl wlasciwie glowna atrakcja:> Ruiny chyba troche mniejsza:

W Çanakkale wybralismy sie jeszcze na plaze i powiem szczerze ze zadziwila mnie glownie zapachem ryb i przeplywajacych kontenerowcow. Plaza skladala sie glownie z grubego piasku pelnego badyli i zgnilej trawy. Samo Çanakkale bylo calkiem ladne i niedrogie, na pewno tansze od Istambulu. Szybko jednak sie stamtad zabralismy do Selçuka, miejscowosci polozonej jakies 300 km na poludnie. Male spostrzezenie co do ich transportu - tureckie drogi, przynajmniej te po ktorych poruszaly sie autokary ktorymi mielismy okazje jezdzic sa naprawde dobrej jakosci, zauwazalnie lepsze niz nasze. Podobnie autobusy, nie da sie ukryc ze istnieje pewien balagan, bo nie widac bylo zadnego centralnego spisu polaczen, a jedynie stokiladziesiat biur, z ktorych kazde oferuje polaczenia w sobie znanym kierunku. Z drugiej strony, wystarczy wejsc do jednego z nich i rzucic np. 'Romania' a chociazby biuro z ktorego mozna sie tam zabrac znajdowalo sie na drugim koncu stacji zaraz zostaniemy tam zaprowadzeni. Niekiedy jednak, jak dzisiaj, nasza cierpliwosc moze byc wystawiona na ciezka probe - po powrocie do Istambulu, szukalismy autobusu do Rumunii (znalezlismy rowniez jeden do Polski, ale dopiero w sobote - swoja droga, firma Vardar oferuje poloczenia Warszawa-Istambul za 100$ dla polakow i 110 euro dla obcokrajowcow:)

Wracajac do pobytu w Çanakkale, przed wyjazdem z tamtad siedzelismy sobie w lokalu nad woda popijajac Çay i popalajac Narghile oraz grajac w szachy. Wtedy tez zaczepil nas pewien Turek proponujac gre, a pozniej zabral nas do chyba tylko jemu i innym turkom znanej jadlodajni gdzie za ulamek tego co zaplacilibysmy w restauracji moglismy sprobowac tureckich specjalow:)

W kazdym miescie mozna sie natknac na sprzedawcow owocow przemierzajacych uliczki swoimi rowerowozkami;)

Mozna kupic na przyklad swieze figi (tak nam sie w kazdym razie wydaje, bo ksztalt jest podobny do tych zasuszonych):


Kolejnego dnia wybralismy sie do Selçuka, kolejne 300km na poludnie. Tam tez trafilismy do tureckiej lazni:)

Do tego zobaczylismy Efez, ktorego ruiny znajduja sie w stanie nieporownywalnie lepszym od Troi, chociaz upal troche zniechecil nas przed bardzo dokladnym zapoznawaniem sie z kazdym zakamarkiem:>
Samo dojscie do ruin zajmuje tez sporo czasu, ale po drodze mozna napotkac i takie atrakcje:
W poblizu Selçuka znajduja sie tez pozostalosci swiatyni Artemidy. Pamietacie Aya Sofia z poprzedniego wpisu? Zostala wzniesiona w ciagu 5 lat, ale nie ma nic za darmo. Materialy pochodzily z innej budowli, bylego 7 cudu swiata, ktory teraz wyglada tak:


Bedac w poblizu odwiedzilismy jeszcze İzmir, a tam Necipa, mojego wspolokatora z Hamburga. İzmir wywarl na nas wrazenie nowoczesnego, rozwinietego miasta, ktore jest swietnym miejscem do zycia. Sam Necip mowil zreszta, ze nie spotkamy tam takiej mieszanki jak w Istambule, poziom zycia jest wyzszy, a mieszkancy bardziej prozachodni. Widac to zreszta na ulicach İzmiru, kobiet okrytych Burkami jest zdecydowanie mniej niz w bylej stolicy.

To prawda, ze jako turysci nie mielismy tam wiele do zobaczenia, ale trudno nie docenic wrazenia jakie miasto wywiera. Nad brzegiem morza polozona jest jedna z glownych ulic İzmiru, w srodku miasta mozna natknac sie na palmy ktore przypominaja nam o srodziemnomorskim polozeniu miasta. Pierwsze wrazenie egzotyki jest chyba wlasnie wieksze w İzmirze niz w Istambule, chociaz moze nie potrafie byc obiektywny bo wszedzie teraz szukam palm;)

Nawet tam jednak sa miejsca ktore warto odwiedzic, zeby zrobic przedwyjazdowe zakupy. My trafilismy na bazar, ktory chociaz ustepuje Wielkiemu Bazarowi w Istambule, to jest wyraznie tanszy. Zdjec nie wrzucam, poza jednym ktore nas zaciekawilo:


Tak - to sa male kurczaki. Ciekawe czy z niebieskiego i zoltego wyjdzie zielony?:P

Na tym konczymy relacje z Turcji, wracamy do Polski (a chwilowo do Rumunii a dalej bedziemy kombinowac:).

poniedziałek, 18 sierpnia 2008

Istambul


Blekitny meczet noca



Blekitny meczet (po lewej) i Aya Sofia

Chociaz w Istambule juz od wczoraj nie jestesmy, to teraz wreszcie mamy chwile by go opisac.
Istambul to niesamowite miasto, glosne od switu, zyjace dlugo po zmierzchu. Tak jak pisalismy ostatnio, czescia obowiazkowa sa modlitewne wezwania imamow z minaretow meczetu (wysokich smuklych wiez) o roznych porach dnia i nocy. Niekiedy slychac jak jeden imam czeka az kolejny wers nawolywania (Wezwania do modlitwy) z sasiedniego meczetu sie zakonczy i dopiero wtedy sam rozpoczyna swoje. Sklada sie ono ze scisle okreslonych wersow. (nie ma to jak wiarygodne zrodla...;)

Mozna by pomyslec, ze Istambul to miasto pod duzym wplywem Islamu, ale prawda jest taka, ze mozna spotkac zarowno dziewczyny ubrane tak jak ich rowiesniczki na zachodzie Europy jak i te ktore swoje wlosy (a niekiedy twarze, a nawet cale cialo) okrywaja chusta (wie ktos jak one sie nazywaja?).


Pierwszego dnia po przyjezdzie nie udalo nam sie niestety zobaczyc zadnego z najwazniejszych miejsc Istambulu, a to z powodu przyjazdu prezydenta Iranu...
Kiedy wreszcie weszlismy do Aya Sofia, obecnie muzeum, wczesniej meczetu, a na samym poczatku kosciola chrzescijanskiego (sprzed schizmy), zobaczylismy kombinacje symboli obu wyznan:





Co ciekawe, muzulmanie po przejeciu swiatyni, przez szacunek do religii chrzescijanskiej nie zniszczyli malowidel przedstawiajacych osoby boskie, a jedynie je zakryli. Dlatego dzisiaj znajduja sie w tak dobrym stanie. Jeszcze tylko zdjecie z blekitnego meczetu, z zalozenia wspanialszego niz poprzedni Aya Sofia:

Mimo to mieszanka widoczna w muzeum bardziej przypadla mi do gustu, niz misterne muzulmanskie kaligrafie i mozaiki.

Aby poczuc wreszcie odrobine egzotyki wybralismy sie na Wielki Bazar i Bazar Przypraw w Istambule:


Znalezlismy upragniony swiezy sok pomaranczowy:)


Jak widac znakomity:)


Niestety, tak jak wszystko co zobaczylismy zostalo skomercjalizowane, tak wiec Wielki Bazar stal sie czyms na wzor galerii handlowej:

I na koniec kilka widokow z Istambulu:

Palac Dolmabahçece

... oraz palacowa gwardia podczas zmiany warty

Cena benzyny! 6,30zl!

Most Galata i przygodni wedkarze

Zolte istanbulskie taksowki, wymuszajace pierwszenstwo na czym sie da (nieswiadomych turystach przede wszystkim - nie liczcie ze ktos zwolni jak probujecie wejsc na ulice)


Sprzedawca wody nie mogl sobie darowac okazji zeby sie z nami uwiecznic;)


Obelisk na hipodromie (placu przy Blekitnym Meczecie) przywieziony z Egiptu


I wreszcie Istambul noca

Po tych 3 dniach zastanawiamy sie z bratem: jak to mozliwe ze Rumunia jest w UE a Turcja w niej nie jest? Jak w ogole mozna porownac Bukareszt z Istambulem (chociaz stolica jest Ankara nikt nie neguje kulturalnej wyzszosci Istambulu). Nie mozemy oczywiscie ocenic calej Turcji przez pryzmat tego miasta, bo po prostu jej nie widzielismy, jednak ogolne wrazenie pozostaje jednoznaczne. To jak Turcja wyglada w tej chwili jest w wielkim stopniu zasluga tej oto postaci:

Mustafa Kemal Atatürk - dyktator, ale i reformator, ktory wprowadzil Turcje na nowoczesny tor rozwoju. W kazdym miejscu mozna zobaczyc jego portrety, a oprocz tego Tureckie flagi. Wydaje sie ze wdziecznosc rodakow dla tego co zrobil Atatürk, czyli Ojciec Turkow jest ogromna. Do tego stopnia ze zarty z Ataturka sa prawnie zabronione! Sprobujcie wejsc na Youtube w Turcji - nic z tego.

Po pobycie w Istambule zabralismy sie autobusem i promem do Çanakkale:


sobota, 16 sierpnia 2008

Bukareszt

Przed wyjazdem do Bukaresztu wybralismy sie jeszcze zobaczyc Balaton, wielkie wegierskie jezioro (ok 77 km dlugosci). Wlasciwie nic szczegolnego, ale zawsze mnie ono ciekawilo, jak sie przekonalem - nieslusznie.




Balatonfüred gdzie spedzilismy popoludnie, to nastawiona na turystow miejscowosc, w ktorej wszystko, wlacznie z plaza jest skomercjalizowane. Jednym to sie moze podobac, innym nie - i mimo ze nie jestem fanem takich miejsc to doceniam posprzatana plaze i animatorow zabawiajacych turystow i zachecajacych ich do wodnego aerobiku. Jak dla mnie niezle miejsce zeby przyjechac z malymi dziecmi i niczym sie nie martwic.



Ale poniewaz miejsca w ktorych niczym martwic sie nie trzeba nie byly celem naszego wyjazdu, wieczorem wsiedlismy w pociag, ktory mial nas zawiezc do Lökösházy, wegierskiej miejscowosci blisko rumunskiej granicy. Sama podroz pociagiem byla ciekawym doswiadczeniem - gdy do niego wsiedlismy okazalo sie ze jest to pociag miedzynarodowy do samego Bukaresztu. Problemem bylo to ze na rumunska czesc podrozy nie mielismy biletu. Z pomoca przyszedl pewien wegier ktory po rozmowie z wegierska konduktorka zaproponowal przedluzenie naszej podrozy za pomoca "oplaty dodatkowej" w wysokosci 1000 forintow (14 zl). Po kontroli na rumunskiej granicy zostawal jeden problem, nie mielismy rumunskiego biletu do Bukaresztu. Powinnismy byli wysiasc na granicy i czekac do rana na najblizszy pociag do Bukaresztu. Tutaj jak sie okazalo, rowniez nie bylo problemem z kupieniem biletow. Po paru godzinach jazdy rumunscy konduktotrzy z usmiechem na ustach zaprosili nas do swojego przedzialu i przedstawili oficjalny cennik oraz jakze konkurencyjna wobec niego wlasna propozycje. Za 165 lejow (153zl) przejechalismy we 2 cala Rumunie. Co lepsze, dostalismy rowniez JEDEN (czyzby reszta byla sprzedana? ;] ) bilet na ten przejazd na ktorym mozna bylo wyczytac ze jedziemy od samego Wiednia:D (w zasadzie do Budapesztu jechalismy przez Wieden...:) Bilet po jednej stronie byl oficjalny, a po drugiej stronie byly na nim jakies dziwne cyferki, ktore w zupelnosci zadowolily kolejnego kontrolera i powstrzymaly go od zadawania niewygodnych pytan co do braku drugiego biletu;)

W drodze z okna pociagu moglismy podziwiac rozmaite widoki:





Chociaz widac wiele lasow i gor, to jednak bieda rzuca sie w oczy.
Tak wiec znalezlismy sie w Bukareszcie. Pierwsze wrazenie - ochyda. Dworzec kolejowy wita nas fala smrodku porownywalnego z dworcem centralnym, obok ktorego, podobnie zreszta jak po calym Bukareszcie, walesaja sie bezdomne psy (wg naszego przewodnika ok 200 tys.)
W poszukiwaniu bankomatu znalezlismy siec tutajszych bankow (krwi?;)

Chociaz rumuni uzywaja klaksonu nieco czesciej niz hamulca, to wyczytanej gdzies historii o uzyciu go 90 razy w ciagu 5 minut w rumunskiej taksowce nie udalo nam sie potwierdzic. Szkoda bo liczylismy na prawdziwe emocje za 10 zl;D



Tak jak pisalem, pierwsze wrazenie po przyjezdzie do Bukaresztu jest okropne. Wszedzie widac dzielo epoki Caucescu, betonowe plyty, pokomunistyczne bloki, do tego wrazenie brudu na kazdym kroku. Bukareszt nie jest ladnym miastem, nawet sami rumuni to przyznaja. Mimo to, zmuszeni bylismy pozostac tam jeden dzien, bo autobus do Istambulu odjezdzal w chwile po naszym przyjezdzie.





Jak widac Rumuni maja nieco inaczej pojete poczucie estetyki, kabel wiszacy nad fontanna w centrum ladnego, jakby nie patrzec, parku psuje skutecznie dobre wrazenie.



I chociaz niekiedy widzimy ladne widoki...




... to stanowia one zdecydowana mniejszosc.





Wszechobecne bukaresztanskie bezdomne psy



Wrazenie po pobycie w bukareszcie mozna troche porownac do podrozy w czasie i szczerze mowiac roznica miedzy Wegrami jest uderzajaca (zreszta - spojrzcie na google maps i porownajcie infrastrukture). Ale poniewaz Rumunia jest juz w UE (wiem, ze my wiele na wejsciu do Unii skorzystalismy, ale uczciwie mowiac,przed akcesja stalismy jednak nieco wyzej niz Rumunia obecnie) z przyjazdem do Rumunii nie ma zadnych problemow, chetni?:P



Mimo wszystko, chociazby zeby miec pojecie jak ten kraj wyglada, ciesze sie ze przez niego przejechalismy. Bez wiekszego zalu,a wrecz z ochota wsiedlismy do autobusu jadacego do Istambulu przez Bulgarie ( no dobra, tu bez wiekszej ochoty ;] )

Juz sama podroz autobusem dala nam przedsmak tego co czeka nas dalej. Turcy pala jak smoki, naturalnie rowniez w autobusie. Jak ktos nie pali - jego problem ;] Poza tym pracownicy rumunskiej firmy przewozowej byli bardzo uprzejmi - na tyle na ile umieli - bo nie potrafilismy sie ze soba w zaden sposob dogadac;)


Konstantynopol powital nas wyciem Imamow z meczetow w calym miescie... o 5 nad ranem. Kolejna czesc relacji juz wkrotce:)


piątek, 15 sierpnia 2008

Droga do Istambulu

Tydzien po powrocie z Meksyku znowu w drodze!:) Tym razem z bratem pojechalismy zobaczyc Istambul i dostac sie do niego droga ladowa. Po miesiecznym pobycie w Meksyku ciezko byc zaskoczonym tym co sie widzi w Europie, a moze raczej ciezko to docenic nie majac odpowiedniej wiedzy. Odmiennosc Meksyku dalo sie odczuc na kazdym kroku, teraz jadac przez Budapeszt,Bukareszt i mijajac Bulgarie wlasciwie zmienialy sie jezyki i poziom czystosci;) Przy tym wszystkim ciezko jednak nie docenic uroku Budapesztu i Wegier jako takich, dlatego tez, a po trochu tez z grafomanskich pobudek postanowilem cos napisac o naszym wyjezdzie;)

Do Budapesztu dostalismy sie nocnym pociagiem (naturalnie znalezionym na promocji:) ktory chyba stal sie zwiastunem naszych klopotow w czasie tego wyjazdu. Dojechalismy po poludniu, spoznieni jakies 7 godzin z powodu wypadku na torach w okolicach Katowic. Wielkiego zaskoczenia nie bylo - poza tym ze Budapeszt to naprawde ladne miasto, z wieloma zabytkami, muzeami - i jezeli ktos tu przyjezdza imprezowac - dobrymi klubami. Ale prawda jest tez taka ze obaj widzielismy zle strony globalizacji - niby fajnie ze teraz mamy Unie Europejska i strefe Shenghen, ze nie budza w pociagu zebysmy mogli pomachac paszportem, ale gdy juz dojedziemy na miejsce to nie widzimy jakiejs uderzajacej roznicy. Poza tym wrazenie bardzo pozytywne, Wegrzy byli bardzo pomocni, takze Ci ktorzy nie mowili w zadnym jezyku poza Wegierskim. A tych bylo niestety dosc sporo, wlaczajac kasy biletowe. Dogadac sie mozna albo po angielsku albo niemiecku, zreszta o ile cos jest napisane w jakims innym jezyku to wlasnie po niemiecku najczesciej. Z wegierskim balaganem zetknelismy sie po raz pierwszy podrozujac ich kolejami. A to trzy rozne osoby podaja trzy rozne ceny tego samego przejazdu, albo usilnie twierdza ze pociag ktorym potem jedziemy w ogole nie istnieje. Nie musze chyba dodawac ilosci niecenzuralnych sformulowan ktorych uzylismy do okreslenia pani w okienku przez ktora musielismy brac taksowke na drugi koniec Budapesztu, po to by przejechac sie pociagiem jadacym przez stacje z ktorej nas odeslala...


Z ciekawostek w Budapeszcie mozna wymienic ich metro, najstarsze na swiecie po metrze londynskim, ze starymi stacjami, niektorymi polozonymi bardzo gleboko - przejazd schodami ruchomymi z dolu na gore zajmowal okolo minuty (subiektywnie).

Jedna z atrakcji Budapesztu sa laznie pochodzace z czas panowania tureckiego, niestety, tak jak wszystko tutaj skomercjalizowane do granic mozliwosci. Nie zmienia to jednak faktu ze pobyt w lazni jest przyjemnoscia, mamy do dyspozycji 3 "baseny", w najcieplejszym temperatura wynosi okolo 38 stopni, wiec zbyt dlugo posiedziec sie tam nie da:)

... co nie przeszkadzalo toczyc tam szachowych pojedynkow:)

Budapeszt, zreszta jak zauwazyl Mateusz, podobnie jak kazde miasto, najwieksze wrazenie robi noca, mosty sa pieknie podswietlone, a na jednym z nich w niedziele wieczorem odbywa sie targ, ktory sciaga mnostwo turystow.


Przed wyjazdem do Bukaresztu udalo nam sie jeszcze spedzic dzien nad Balatonem, ktory opisze nastepnym razem, bo brat i poznany Meksykanin patrza na mnie wymownie;)