Z rzeczy które rzucają się w oczy, bardzo popularne są tam (podobnie zresztą jak w Meksyku) taksówki, a ich ceny nie powodują, że trzeba się mocno zastanawiać, czy jechać (co nie zmienia faktu, że i tak często czekaliśmy na autobus, bo na samo jeżdzenie taksówkami nas jednak nie stać). Wracając do taksówek, te we Flores to właściwie 3 kołowe motorowery, musimy przyznać, że komfort podróży w tym przypadku jest adekwatny do jej ceny;)
I jeszcze bazar w Santa Elena:
Wieczorem przed wyjazdem odwiedziliśmy jeszcze jeden z ulicznych barów, miejsce odwiedzin wielu wałęsających się psów, z zamiarem zjedzenia gwatemalskich specjalności. Jeszcze widoki z wieczoru przed wyjazdem: Oraz gabinet dentystyczny, zaraz obok baru pod zdechłym kotem:
Poszlibyście tam z bólem zęba?
O 5 rano następnego dnia wyjechaliśmy do Palenque. Sama podróż do Meksyku była przygodą samą w sobie. Autobus jedzie do granicy jakieś 3-4 godziny. Potem dojeżdżamy do jakiejś betonowej chaty/budy która okazuje się być posterunkiem granicznym.
40 Quetzali opłaty wyjazdowej która wpisuje się w tutajszą praktykę pobierania opłat za każdą durną pieczątkę (a bez pieczątki w paszporcie mamy problemy z tutajszą biurokracją), i już możemy wsiadać do łodzi, która zabiera nas do Meksyku:
I po trzech kolejnych godzinach jesteśmy w Palenque.
Przeskoczę teraz cały dzień który tam spędziliśmy, żeby pokazać zdjęcia z Agua Azul, wodospadów na drodze z Palenque do San Cristobal de Las Casas gdzie jesteśmy w tej chwili:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz