poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Rio de Janeiro II

Jadąc do Rio zastanawiałem się - co ja tam będę robił, przecież już raz tam byłem. Tak naprawdę gdyby nie znajomi z Belo Horizonte, pewnie bym się tam wogóle nie wybrał. Jednak fajne towarzystwo jest dobrym powodem - a z naszą ekipą po prostu nie da się nudzić:)


Do Rio przyleciałem prosto z Salvadoru na genialnie położone lotnisko - taki pas startowy zaraz przy zatoce. Lecąc wieczorem przelatujemy kilkaset metrów nad rozświetlonymi platformami wiertniczymi, a zaraz potem widzimy za oknem tylko wodę mając wrażenie, że to na niej będzie lądował samolot.
Rio po raz drugi zrobiło na mnie zupełnie inne wrażenie niż za pierwszym razem. Poprzednio sporo czasu spędziliśmy spacerując po plażach i wjeżdzając na taras widokowy czy Cristo Redentor. Tak naprawdę niewiele w Rio zobaczyliśmy. Tym razem głównie dzięki Vicowi, koledze z Chin, który wszystko zaplanował, poznaliśmy Rio z innej strony, także tej mniej przyjemnej.
Co można robić w Rio poza plażą? Ku mojemu zaskoczeniu całkiem sporo. Jednym z miejsc jest Santa Teresa, najstarsza część Rio de Janeiro. Aby ją zobaczyć wsiedliśmy w antyczny tramwaj, którym bez pośpiechu można przejechać przez ciasne uliczki.







Będąc w Rio nie można było nie pójść na plażę Ipanema.


Widok z Ipanema

Wykąpaliśmy się i zrozumieliśmy skąd nazwa Ipanema - "zła woda". Fale na tej plaży rosną w ostatniej chwili zaraz przy brzegu, a do tego prąd wręcz wciąga do wody. Wracając z plaży, spacerując przez kilka kilometrów trafiliśmy na koncert Bossa Nova!



Jak dla mnie był to jeden z najlepszych momentów wyjazdu - usłyszeć Bossa Novę na Copacabana. Niesamowity klimat, Rio nocą i koncert na żywo na plaży:) A po chwili zaczęliśmy tańczyć ze znajomymi muzyków, a właściwie to oni nas uczyli kroków Bossa Novy. Ciężko będzie to zapomnieć:)
Dopiero teraz też trafiłem do centrum Rio de Janeiro. O ile w São Paulo spodziewałem się wieżowców na każdym kroku, to Rio jednoznacznie kojarzyło mi się z plażą.


Po pobycie w północno-wschodnich stanach Brazylii miło było też znowu usłyszeć charakterystyczny dźwięk akordeonu i trójkąta - dwóch instrumentów, które słychać w Forró. Wszystko dlatego, że w Rio istnieje "Feria do Nordeste" - targowisko, na którym można spróbować najbardziej charakterystycznych dla tego regionu potraw i posłuchać właśnie Forró na jednym z koncertów.



Na koniec naszego pobytu przyszedł moment pożegnać Magdę, która rozpoczyna właśnie podróż przez Amerykę Południową. Trafiliśmy na imprezę do 3 piętrowego klubu, w którym grana była Samba na żywo. Pożegnanie Brazylii bez Samby nie liczyłoby się:)

W Rio byłem po raz drugi i najprawdopodobniej ostatni. I chyba znowu jestem zaskoczony. Ostatnio tym jak pięknie położone jest to miasto. Tym razem tym ile można w nim robić - my nie mieliśmy kiedy się nudzić przez ostatnie dni.
A teraz od kilku godzin jesteśmy we 3 - Magda, Milena i ja w Foz do Iguaçu. I po raz pierwszy w czasie tej podróży jest chłodno! Jutro ruszamy nad wodospady!

Kilka zdjęć z Rio.

1 komentarz:

Anita Dias pisze...

Konraddddddddd estou fascinada com seu blog.. pena que não consigo ler nada kkkkk como vc está? e a viagem? saudaes!!! Te espero na Colombia!! bjos