sobota, 21 sierpnia 2010

Cartagena

Z Guayaquil dotarliśmy do Cartageny. Cały przejazd zajął jednak naprawdę sporo czasu. Chyba w jakiś sposób mieliśmy też pecha, ale o tym za chwilę.
Z Guayaquil wzięliśmy autobus do Tulcán, przygranicznej miejscowości w Ekwadorze. Po ponad 12 godzinach drogi, wymęczeni nie tylko autobusem ale i zemstą Montezumy, która nas spokała po zjedzeniu ceviche (surowe owoce morza z limonką) i ekwadorskim McDonaldzie. Po przyjeździe do Tulcán przekroczyliśmy granicę skąd dostaliśmy się do Ipiales. Stamtąd złapaliśmy autobus do Cali. Jak się okazało nie zawsze warto oszczędzać na przejazdach, busik którym jechaliśmy dowiózł nas co prawda bardzo szybko, ale kierowca jechał przy tym jak wariat po górskich drogach. Jakieś osiem godzin drogi trzymając się siedzenia.

Po drodze próbowali nas jeszcze przy tym okraść, a właściwie pani siedząca za nami niepostrzeżenie wyciągneła kurtkę Alicji. Na szczęście Alicja zauważyła, że synek naszej współpasażerki bawił się szczoteczką do zębów zostawioną w kieszeni kurtki i w ten sposób udało się ustalić złodzieja. Parę krzyknięć Alicji, pani otwiera plecak i oto kurtka się znalazła.

Dojechaliśmy do Cali, poszliśmy na imprezę, ale tu niestety przeżyliśmy rozczarowanie - może trafiliśmy nie tam gdzie powinniśmy, ale impreza była dość drętwa i poziom salsy, z której miasto w końcu słynie nie był jakoś zadziwający. Dlatego bez żalu kolejnego dnia złapaliśmy samolot do Cartageny. A tu kolejna niespodzianka, po jeden raz już przełożonej godzinie wylotu przychodzimy na lotnisko i co? Samolot ma kolejne opóźnienie. Brak informacji o czymkolwiek, na lotnisku bajzel, ukrywający się przed wsciekłymi klientami personel. W końcu nad ranem, wymęczeni jak jasna cholera, przylatujemy do Cartageny. A kolejny dzień przynosi kolejne wieści, inny samolot tych samych linii rozbił się przy lądowaniu.

Jednak udało się, odwiedziliśmy Cartagenę, kolonialną dumę Kolumbii.

Od Cartagena


Cartagena ma rzeczywiście piękną starówkę, choć może w porównaniu z Brazylijskimi miastami kolonialnymi (np. Ouro Preto) nieco zaniedbaną. Sporo jest jednak uliczek, po których można pospacerować. Cała starówka jest przy tym otoczona murami obronnymi, na które można wejść by zobaczyć miasto z innej perspektywy:











Zaraz obok miasta znajduje się też fort obronny, który obronił Cartagenę przed atakiem Anglików.






Sam fort jest wart zobaczenia szczególnie ze względu na rozmiary i rozległą sieć tuneli łączących odległe części fortu.

Choć Cartagena może pochwalić się ładną starówką to niestety ładnych plaż w niej nie uświadczymy. Te które możemy znaleźć są po prostu zaśmiecone, dlatego też wybraliśmy sie na wycieczkę na Islas del Rosario (Wyspy Różańcowe), gdzie wreszcie od pobytu w Meksyku zobaczyłem karaibską plażę:



Zdjęcia z Cartageny

Brak komentarzy: