poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Parque del Café

Od Parque del Café

Kolejny dzień minał mi na wizycie w parku kawy. Albo może raczej w kawowym parku rozrywki, ale o tym za chwilę.
Wysiadłem z autobusu a tu nagle obskoczyli mnie sprzedawcy wszystkiego. Dałem się namówić na badziewny słomiany kapelusz, bo tak się spaliłem poprzedniego dnia, że postanowiłem nie ryzykować po raz kolejny. Od początku kolumbijczycy ostrzegali mnie, że ludzie w tym regionie, zwani "paisa" są wyjątkowo dobrymi handlarzami. W całym kraju mają oni zresztą opinię świetnych negocjatorów, którzy gdyby żyli na biegunie to wcisnęliby lodówke eskimosom. To co zresztą widziałem w wykonaniu Juana Sebastiana całkowicie przekonuje mnie, że byliby w stanie sprzedać wszystko i wszystkim, i nabywcy odeszliby jeszcze zadowoleni, że ubili świetny interes. (Tu mała historyjka potwierdzająca skuteczność paisas, a może raczej Juana Sebastiana. Otóż któregoś dnia, wtedy gdy ja byłem na północy Brazylii, wszyscy pozostali trainees wybrali się do Ouro Preto. Tak się jakoś złożyło, że mieli nadmiar piwa, a brakowało im wody. Juan Sebastian spróbował wymienić piwo na wodę w lokalnym sklepie. Właściciele tłumaczyli mu, że oni tego piwa nie sprzedają, więc nie mogą go przyjąć. Po paru chwilach zaczęli je sprzedawać, a Juan Sebastian odszedł z wodą po którą przyszedł;)
Paisas pracują ciężko i taką też mają opinię w całym kraju. Z tego co się dowiedziałem od poznanej w Medellin dziewczyny, sporo mieszkańców pochodzenia żydowskiego, którzy osiedliło się tam dawno temu. Choć teraz są Kolumbijczykami, to żyłka do interesów najwyraźniej im pozostała.

Ale wracając do parku kawy, to jest on podzielony na dwie części, przygodową i kawową. Część przygodowa to właściwie park rozrywki, i choć z kawą nie ma nic wspólnego to przynajmniej przejechałem się rollercoasterem.



Do tego można było podziwiać przyrodę między innymi w bambusowym gaju.






Gdzie nie gdzie było też widać banany dojrzewające w plastikowych workach:


Po wyjściu z części przygodowej poszedłem zobaczyć to po co przyszedłem,czyli jak się uprawia kawę.



Cały proces jest naprawdę skomplikowany i jak ktoś w komentarzu wyrazi zainteresowanie to będę mógł napisać co pamiętam;)
W każdym razie w parku mamy kilkadziesiąt rodzajów drzewek kawowych, a także kompletną plantację kawy, w której rozpoczyna się od wzrostu drzewek kawowych, aż do zbierania owoców i wysyłania wysuszonych ziaren do odbiorców.
Same dojrzałe (czyli czerwone) owoce kawy nie mają z kawą, którą znamy nic wspólnego i są raczej słodkie w smaku. Dopiero cały proces palenia nadaje jej właściwości, których oczekujemy.


Jakiś czas temu Kolumbia miała problem z tym, że kawa, którą produkowała, często była mieszana z kawą pochodzącą z innych krajów i sprzedawana jako kolumbijska. W oczywisty sposób psuło to reputację tej ostatniej. Dlatego też Kolumbijczycy postanowili stworzyć własną markę kawy: Juan Valdez.


Jej celem jest dostarczanie klientom 100% kolumbijskiej kawy, która nie będzie posiadała żadnych dodatków niewiadomego pochodzenia. W całej Kolumbii natknąć się można na kawę Juan Valdez, a powstają w tej chwili sklepy tej marki także poza jej granicami. I bardzo dobrze, fajnie że dbają o dobre imię swojej kawy.


Tym co mnie bardziej zdziwiło, jest fakt, że Kolumbijczycy wcale duży kawy nie piją. Wg statystyk znacznie więcej pije się jej w Europie i w Ameryce Północnej. Jeden z Kolumbijczyków, którzy nam opowiadali o kawie sam przyznał, że gdy przyjmuje gościa w domu i proponuje mu coś do picia to kawa będzie ostatnią z jego propozycji. Pod tym względem Brazylia jest zdecydowanie bardziej kawowa, tam kawę pije się codziennie, przez cały dzień.

Zdjęcia z Parque del Café

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Temat bardzo mi bliski:) dlatego możesz go bardziej rozwinąć (myślę o szczegółach dot.kawy) tym bardziej ,że wszystko co piszesz jest naprawdę ciekawe.


NMNŚ

Marcin Rudziński pisze...

Popieram, prosimy więcej o kawie! ;D