środa, 18 sierpnia 2010

Guayaquil

Do Guayaquil przyjechaliśmy nad ranem, zbyt wcześnie by wychodzić z dworca autobusowego. Poczekaliśmy na gwałtowny wschód słońca i zaraz wzięliśmy taksówkę do hostelu. Wchodzimy po schodach a tu nagle całe schody zaczynają się ruszać wraz ze ścianami, a woda w basenie wylewa się na brzegi. Pani, która prowadziła nas do pokoju bez większego zdziwienia powiedziała, że to trzęsienie ziemii. Jest coś o tym tutaj. Dość niecodzienne doświadczenie, na szczeście nic się przy tym nie stało.

Po odespaniu nocy w autobusie wybraliśmy się zobaczyć pomnik, z którego znane jest Guayquil.

Od Guayaquil

Guayaquil jest miejscem, w którym spotkali się dwaj wyzwoliciele Ameryki Południowej, Jose San Martin i Simon Bolivar, po wyzwoleniu odpowiednio południa i północy kontynentu spod panowania hiszpańskiego.

Guayaquil jest też po prostu dużym miastem portowym o zupełnie innym klimacie niż Quito. Nie jest niestety tak zadbane, ale z drugiej strony też ma swoje ładne miejsca, jak np. park po którym chodzą ogromne legwany:


Żyją sobie przyzwyczajone do ludzi do tego stopnia, że niektórzy je głaszczą i karmią:



Poza parkiem wybraliśmy się na oddaloną o jakieś dwie godziny od Guayaquil pacyficzną plażę. Nie było to żadne znane miejsce, ale i nie spodziewaliśmy się wiele - ja po prostu chciałem zobaczyć pacyfik. Spore fale i plaża dość przeciętna, ale będąc tak blisko tam nie pojechać...
Właściwie to w jakiś sposób sam przejazd autobusem nauczył nas czegoś o mentalności ludzi. Autobus zgodnie z rozkładem miał jechać półtorej godziny co zostało potwierdzone przez kierowcę. Dojechaliśmy jakieś 45 minut później. Pytamy więc:
- Przepraszam, czy ten autobus normalnie jedzie półtorej godziny?
- No tak.
- Ale ten jechał o wiele dłużej, on normalnie jeździ krócej?
- No nie, on zawsze tak jeździ.
Jak widać tutaj czas się liczy trochę inaczej;)

Brak komentarzy: