piątek, 13 sierpnia 2010

Mitad del Mundo

Zaraz obok Quito znajduje się miejsce, które po prostu trzeba odwiedzić będąc w pobliżu. Jest to monument wskazujący równik, czyli Mitad del Mundo (Połowa Świata).

Od Quito

Tak naprawdę jest to jednak miejsce, w którym francuzi kiedyś błędnie wyznaczyli równik i dlatego niedaleko znajduje się inny równik, ten prawdziwy. Będąc tam trzeba jednak zobaczyć obydwa, choć pierwszy przypomina bardziej centrum handlowe. Można się tam zaopatrzyć w poncza, ciepłe czapki czy rękawiczki w sam raz na chłodne ekwadorskie zimy;)

Na prawdziwym równiku za to zostało zbudowane równikowe muzeum, w którym możemy zobaczyć chaty indian wraz z przedmiotami związanymi z ich kulturą jak i samych indian przy pracy:






Wewnątrz chat mamy za to indiański inwentarz w postaci świnek morskich, do których jeszcze wrócimy;)


Główną atrakcją muzeum były, przynajmniej dla mnie, równikowe eksperymenty, których nie można przeprowadzić nigdzie poza równikiem. Próbowaliście kiedyś postawić jajko na gwoździu?


Na równiku ze względu na brak siły Coriolisa udaje się to zaskakująco łatwo.

Najczęściej zadawane pytanie to czy faktycznie woda w umywalce spływa inaczej na półkuli północnej niż na południowej. Sam byłem do tego mocno sceptycznie nastawiony, jednak faktycznie, na południu spływająca woda wiruje w prawo, a na północy odwrotnie.


Ostatnią próbą jest przejście wzdłuż linii równika z zamkniętymi oczami.



Jest to trudniejsze niż mogłoby się wydawać, wystarczy, że lekko stracimy równowagę a siły równika nie pozwolą nam jej odzyskać (swoją drogą nie mogę zrozumieć dlaczego tak się dzieje, w końcu siła odśrodkowa działa jednakowo na obie ręce...).

Po przeprowadzeniu równikowych eksperymentów wybraliśmy się na górę aktywnego wulkanu we wnętrzu którego ludzie założyli wioskę będącą teraz atrakcją turystyczną.


Wulkan daje co prawda niekiedy o sobie znać wydając z siebie różne odgłosy, jednak od kilkunastu lat nic nie wybuchło, więc nikt nie zawraca sobie tym głowy;)

Najbardziej egzotyczną informację zostawiłem na deser, a właściwie na obiad, na który zamówiliśmy z Arturem cuya - czyli świnkę morską:


W Ekwadorze, tak jak i w Peru świnki morskie się po prostu je. Uczciwie jednak mówiąc nasz cuy to były głównie gruba skóra i kości, tak więc jak to określił Artur cuy zaspokoił naszą ciekawość, ale niekoniecznie apetyt;)

Zdjęcia z Quito i z Równika

2 komentarze:

Unknown pisze...

Fajowo ze tam dotarles, mi niestety nie starczylo czasu :( a to fatycznie ciekawe miejsce... Ale chyba jednak na swinke morska na obiad bym sie nie zdecydowala... biedne zwierzatka... Pozdrawiam i czekam na wiecej!!

Unknown pisze...

Ej chyba Ci się przytyło od wcinania tych świnek morskich ;) ??? pozdro