poniedziałek, 28 września 2009

Belo Horizonte II

Weekend się kończy, podobnie jak ostatnio, wypełniony od piątku wieczorem do niedzieli. Odpocznę w pracy;) Wspomnę tylko, że trafiliśmy w kilka ciekawych miejsc - między innymi na imprezę Forro, jednego z brazylijskich tańców. Natychmiast mój współlokator Juan stwierdził, że mu się to nie podoba, bo to impreza dla plebsu. I po raz kolejny potwierdziło to brazylijskie różnice - dwa kluby naprzeciw siebie, wstęp do jednego za 10, a do drugiego za 90 reali. Oczywiście w tym droższym wszyscy odpicowani tak jak koleżanki na zdjęciach z przed tygodnia;) Tak czasami stwierdzam, że w tym co powiedział mój znajomy, Vittorio - "Trawnik sąsiada jest zawsze bardziej zielony" jest jednak sporo prawdy. Mnie taka plebskość i prawdziwość ciekawi, Juan ma jej serdecznie dosyć, zapewne dlatego, że ma ją na co dzień. Chce się wyrwać z Peru i zamieszkać w Brazylii na dłużej. Jak się okazuje największą obrazą dla niego jest powiedzieć, że jest podobny do indianina - co przy jego ciemnej karnacji niemalże samo się nasuwa. Czasami mam wrażenie, że stara się jak najbardziej, jak tylko się da, nie mieć z tym nic wspólnego. Znacie kawały o Polaku, Rusku i Niemcu? No to zmieńcie Polaka na Peruwiańczyka - który, jak nietrudno się domyślić, wypada w każdym porównaniu najmądrzej, a Ruska i Niemca na Boliwiańczyka i Chilijczyka. Z Boliwiańczyka można się pośmiać, bo jest jeszcze bardziej indiański niż Peruwiańczyk. Z Chilijczyka właściwie nie trzeba, bo to wróg śmiertelny;)
Nie muszę chyba mówić, że w ramach uwalniania się od tego co plebejskie, dziewczyna o indiańskich rysach twarzy w przypadku Juana odpada - Juan szuka w Brazylii blondynek, których w Peru nie ma;)
Zapewne właśnie uogólniłem Juana na całe Peru, ale po prostu ciekawe mi się wydało, że także tutaj Brazylijczycy nie lubią Argentyńczyków, Peruwiańczycy Chilijczyków i pewnie każda granica, jak wszędzie, rodzi kolejne animozje.
Wracając jednak do weekendu, trafiliśmy jeszcze na paru muzyków, którzy grali sambę w jednym z barów:


Poza tym, właśnie wróciłem z meczu Ateletico - Santo (3:1), to już trzeci w życiu mecz piłki nożnej;) Ale ponieważ tutaj prawie każdy pyta czy lubię futbol (toleruję;) i której drużynie kibicuję (Atletico lub Cruzeiro), musiałem sprawdzić jak wygląda brazylijski doping. A wygląda tak, że po zabraniu ze sobą aparatu bałem się go wyciągnąć;) Sprzedaż piwa na stadionie zabroniona, ale już zaraz przed stadionem niekoniecznie. Kibice Atletico nie usiedli przez cały mecz dopingując swoich. Znajomy brazylijczyk wpadł po mnie samochodem, bo jak powiedział jazda autobusem na stadion nie jest dobrym pomysłem...
Zgodnie z tytułem posta miałem zamiar napisać coś jeszcze o moim nowym miejscu. W Belo Horizonte teoretycznie powinno być łatwo wszystko znaleźć, bo jest miastem planowanym. Fajny jest na przykład pomysł ponazywania ulic tak jak stanów Brazylii, dodatkowo zachowując ich kolejność z północy na południe:


Zapewne orientację w terenie znacznie poprawiłaby znajomość mapy Brazylii i położenia poszczególnych stanów...


Jest to chyba jedyny element, w którym istnieje jakiś porządek w tym mieście. Pieszy na ulicy jest irytującą przeszkadzajką. W Warszawie kierowcy do najuprzejmiejszych nie należą, jednak wyraźne wejście na pasy prawie zawsze powoduje, że się zatrzymują. Tutaj pieszy na pasach ma takie same prawa jak wszędzie indziej, czyli żadne, a klakson jest używany znacznie częściej niż hamulec.
Do tego, jazda pod lekkim wpływem jest rzeczą zupełnie normalną. Niby oficjalnie zabronioną, ale nikt tego nie sprawdza. Więc nawet kierownica w jednej ręce, a browar w drugiej nie budzi jakiegoś szczególnego zdziwienia. Oczywiście jakieś zakazy picia pod chmurką w ogólnie nie istnieją.
Czerwone światło w nocy można spokojnie zignorować,jak mówi lokalny obyczaj.

Belo Horizonte oznacza piękny horyzont. Faktycznie, miasto otoczone jest górami, co w połączeniu z ciągłymi wzniesieniami i spadkami wygląda naprawdę ciekawie. Jest całkiem sporo parków i fajnie zaprojektowanych budynków, ale z drugiej strony sporo też betonowych bud - kilka z nich mam pod domem.

Jak widać potrafi być całkiem nowocześnie. Wiecie, że Google swoją siedzibę na Amerykę Łacińską zlokalizowało właśnie tutaj?


Tym co dla mnie jest dość zaskakujące, jest to, że o Belo Horizonte właściwie nikt nie słyszał. Z kolei mieszkańcy BH identyfikują się bardzo ze swoim stanem. Często słyszę, że czegoś trzeba spróbować, bo jest "Mineiro" - pochodzi z Minas Gerais. A gdy pojadą za granicę, po pierwszym pytaniu - skąd są - pada drugie: z Rio czy z São Paulo;)

3 komentarze:

Paweł S. Piotrowski pisze...

dobra a teraz pytanie za 100 punktów - dlaczego nie trafiłeś na praktyki do google? ;)

Mateusz pisze...

bo to nie człowiek wybiera google, tylko google wybiera człowieka :P

Konrad pisze...

Chyba muszę zacząć moderować komentarze;)