wtorek, 22 września 2009

Belo Horizonte

Po raz kolejny będzie za mało zdjęć, bo jak zwyklę nie udało mi się obejść całego miasta z aparatem, głównie z powodu weekendu wypełnionego imprezami. Streszczając całość, w piątek wylądowaliśmy w klubie, który zrobił na mnie lepsze wrażenie niż każdy, w którym byłem w Polsce (fakt, że akurat nie jestem tutaj wielkim znawcą). Po imprezie, zgodnie z tutajszym zwyczajem wszyscy idą na Pastel, lokalny fastfood. Coś jakby nasze faworki, tylko większe i nadziewane np mięsem albo serem. W godzinach nocno-porannych ciężko znaleźć tam miejsce, szczególnie w Rey de Pastel, najbardziej znanym i obleganym:




W sobotę zaprosiły mnie i Juana na churrasco - takiego naszego grilla, koleżanki naszego buddego Rafy. Jak łatwo zorientować się po załączonym zdjęciu, nie sposób było nie przyjąć zaproszenia:P Impreza z 3 godzinnym poślizgiem zaczęła się o 16 i potrwała gdzieś do 2 rano. Lodowate piwo i drinki z maracuja, do tego grillowana wołowina, a to wszystko na tarasie z basenem jednego z wieżowców w BH. Może nie ma się czym zachwycać, ale czasami ze zdziwieniem stwierdzam, że tu naprawdę można dobrze żyć. Z drugiej strony różnice są też uderzające - to nie jest kontrast typu Ursynów-Praga.



W ramach odpoczynku wybraliśmy się z Juanem do Pampulhi, parku w Belo Horizonte. Jest tam jezioro, sztuczne jak cały park, które próbowaliśmy obejść.Po paru dobrych kilometrach stwierdziliśmy, że nie jesteśmy nawet w połowie, i z radością powitaliśmy autobus, który jeździ może raz na godzinę. Park jak park, trochę ładnych widoków i ciekawej, niespotykanej u nas rośliności czy zwierząt.


Jedną z atrakcji, czy może raczej "oryginalności" jest kościół São Francisco de Assis o futurystycznych kształtach, jeden z symboli chętnie umieszczanych na pocztówkach z Belo Horizonte:



Tak jak napisałem, jezioro w Pampluha jest całkowicie sztuczne, co przy 18km obwodu naprawdę robi wrażenie. Tym co jednak wydaje się naprawdę nietypowe, jest samo BH, które jest miastem planowanym (a przynajmniej spora jego część, dopóki nie rozrosło się ponad to co zaplanowano) W tym planowaniu miejski architekt chyba nieco się jednak zagalopował i uznał, że nie będzie się ograniczał do dwóch wymiarów. W ten sposób w Belo Horizonte albo wchodzimy pod górę albo z niej właśnie schodzimy. Faktycznie, widoki są ciekawe, jednak podejrzewam że wymiana klocków hamulcowych jest najczęściej przeprowadzaną naprawą.

Skoro już mowa o transporcie, to powiem tak: cieszmy się z tego jaki mamy i ile kosztuje w Warszawie :) W Belo Horizonte istnieje co prawda metro (też jedna linia) jednak jak na złość nie można nim dojechać do centrum. Rozkład jazdy na przystanku jest kompletną abstrakcją. Jedyne co działa nieźle to strona internetowa, gdzie można sprawdzić jak dojechać, przy założeniu, że nie wymaga to przesiadek. Właśnie usłyszałem, że w ramach ochrony środowiska i odkorkowania miasta, ktoś wpadł na pomysł podobny jak w Mieście Meksyk - zakaz używania samochodu danego dnia w zależności np. od numeru tablicy rejestracyjnej. Biorąc pod uwagę brak metra i nocnych autobusów, widzę tu spisek burmistrza i taksówkarzy;)

W Belo Horizonte, co mnie trochę martwiło przed przyjazdem, nie ma plaży. "Se não tem mar, vamos pro bar" - Jak nie ma plaży, idziemy do baru, zgodnie z lokalnym powiedzeniem. BH to miasto o największej na świecie liczbie barów na mieszkańca! Niekiedy barem nazywa się kilka platikowych stolików i krzeseł na podwórku, a czasami jest to zupełnie przyzwoity lokal. W każdym piwo jest lodowato zimne, chociaż biorąc pod uwagę tutajszy klimat (i dosyć podły smak piwa) jest to całkiem zrozumiałe. Do tego piwo donoszone jest po jednej czy dwóch butelkach, z których wszyscy po trochu nalewają, dzięki czemu jest ciągle zimne. Miałem pisać o mieście, a skończyłem na piwie... ale co tu zwiedzać jak po wyjściu z pracy jest już ciemno ;)

3 komentarze:

jasiek pisze...

Jest się czym zachwycać!

jasiek pisze...

Oczywiście miałem na myśli dziewczyny. Chociaż po drugim obejrzeniu zdjęcia dochodzę do wniosku, że aż takie szczególne to one nie są.
Ale wszystkie mają ten sam styl, niczym z teledysku: długie włosy i filmowy uśmiech. Dlatego są podobne do siebie :))

Konrad pisze...

Wiesz, coś w tym jest - to panienki z podobnego towarzystwa, chociaż jak się jeszcze lepiej przyjrzeć to jednak się różnią;) Uśmiech może i filmowy, ale zapewniam, że uśmiechają się nie tylko do zdjęć;)