sobota, 12 września 2009

Brazylijska biurokracja

Bem-vindos ao Brasil - stwierdził mój szef gdy mu przedstawiłem moje wczorajsze przejścia z rejestracją jako obcokrajowiec w Brazylii. Niestety, ale nie wszystko jest tu jest tak piękne jak Brazylijskie plaże (i nie tylko plaże;).
Przybycie do Brazylii w celu innym niż turystyka potrafi być prawdziwą drogą przez mękę, która w moim przypadku jeszcze się nie skończyła. Otóż żeby tu pracować, należy najpierw postarać się o brazylijską wizę. Przyjemność taka kosztuje 60 dolarów i można ją w sumie bez większych problemów dostać w Warszawie po przedstawieniu odpowiednich dokumentów z Brazylii (w moim przypadku potwierdzenie z Brazylijskiej firmy). Następnie po przyjeździe należy się w ciągu 30 dni zarejestrować (tak jakbym już się nie zarejestrował na lotnisku). Wymaga to również wypełnienia paru papierów i odstania swojego w kolejce i naturalnie wniesienia kolejnych opłat. Zdziwiłby się jednak ten komu przyszłoby do głowy załatwić to po godzinach pracy, co to, to nie. Dział obcokrajowców pracuje od 8.30 do 16. Więc może w przerwie obiadowej? Też nie bardzo. Dział obcokrajowców ma przerwę od 12 do 13.30. Ostatecznie zostałem zarejestrowany wraz z odciskami palców. Aby otworzyć konto w banku muszę jeszcze dostać CPF, brazylijski numer numer identyfikacyjny, i jak podejrzewam również będzie trzeba za to zapłacić;)
Jak stwierdziła Ana Laura, moja koleżanka z Monterrey, biurokracja w Ameryce Łacińskiej jest problemem, którego do tej pory nikomu nie udało się rozwiązać. Bardziej ogólnie, istnieją tutaj zawody, których w Polsce nikt nie potrzebuje.
Gdy wracam do domu, nie mam kluczy do bramy głównej - to zadanie portero, który stoi przy bramie i otwiera tym których zna (uczciwie trzeba przeznać, że akurat on jest przydatny ze względów bezpieczeństwa).
Autobus jest obsługiwany przez dwie osoby - kierowcę oraz cobradora, który siedzi po środku i koło którego trzeba przejść i zapłacić za przejazd. Samo rozwiązanie jest dosyć kretyńskie, bo działa to mniej więcej jak jednokierunkowa bramka w supermarkecie, z tym, że jest ustawiona po środku autobusu. Tak więc w godzinach szczytu połowa autobusu zapłaciła za przejazd a połowa nie. Co więc gdy osoba która właśnie weszła chce niedługo wyjść? (a wsiadamy tylko przednim wejściem). No cóż, tylna część musi się jeszcze bardziej zgnieść, bo wszyscy przed bramką, którzy jeszcze nie zapłacili, muszą przejść przez bramkę i zapłacić (lub kombinować inaczej).
Podsumowując, moja fascynacja tym kontynentem jest wystawiona na ciężką próbę;)

PS. Być może ktoś zauważył, ale przybył nowy gadżet po prawej stronie. W końcu po namowach Cosmoza złamałem się i założyłem Twittera. Będę tam czasami wrzucał moje bardziej bieżące spostrzeżenia:)

7 komentarzy:

Mateusz pisze...

Nie moze to być! Czyzbys sie zniechecal? ;)

Konrad pisze...

Nie no, przecież nie będę pisał, że wszystko mi się podoba. W każdym kraju natrafimy na jakieś idiotyzmy i nie inaczej jest tutaj.

Paweł S. Piotrowski pisze...

Nie próbowałeś przyśpieszyć nieco procedur mniej oficjalnymi wspomagaczami? pewne sposoby przyśpieszania biurokracji działają pod każdą szerokością i długośćią geograficzną ;) A z tymi autobusami to myślałem, że to dawno i nieprawda - może zrób jakieś dyskretne foto ;)

/cieszę się, że w końcu będzie można częściej przeczytać coś od Ciebie ;)

Kasia pisze...

"Niestety, ale nie wszystko jest tu jest tak piękne jak Brazylijskie plaże (i nie tylko plaże;). " - czyżby chodziło o Brazylijki?;>

Konrad pisze...

Taaak... chyba nie żydzi tylko brazyliczycy są narodem wybranym (a przynajmniej męska połowa;)

Kasia pisze...

heh, takim to dobrze:P a teraz to ja wiem.. po co tam poleciałeś :P praca nie należała do jedynych pobudek:P

Mateusz pisze...

praca to pretekst był ;) poleciał zwiedzać.. wyżyny i doliny obczyzny :D