niedziela, 29 listopada 2009

Weekend w Belo Horizonte

Dochodzę do wniosku, że tutaj chyba żyję bardziej od weekendu do weekendu niż w Polsce. A to wszystko przez to ile siedzę w pracy. Niby jestem praktykantem, ale coraz więcej dostaję do zrobienia. W sumie dobrze, sporo się tu uczę, ale wiele czasu na nic innego nie zostaje (poza portugalskim i poznawaniem kolejnych barów).
Poza tym ostatnio załatwiłem sprawę karnawału i nowego roku. Pierwszy spędzę w Diamantina - podobno 4 karnawał w Brazylii. Nowy rok, na Ilha Grande, wyspie w stanie Rio de Janeiro. Wreszcie sylwester na plaży:)

A wracając do ostatnich wydarzeń, to wczoraj trafiłem na targi rękodzieła w Belo Horizonte. Sporo wyrobów, jak zwykle też sporo tandety, której pełno na chińskich bazarach. Mam nadzieję, że to co kupiłem faktycznie było zrobione w Brazylii:) Do tego wystawcy poprzebierani w wyciągnięte na tę okazję (zapewne) stroje. Jak widać czasami nieco brakowało realizmu:


W sumie mi też ciężko było nie ulec indiańskim piuropuszom:


Do tego na targach można było się zaopatrzyć w grzechotki, bębenki, łuki, strzałki i dmuchawki, słowem we wszystko z czym kojarzą się indianie. Poza tym sporo też było wystawców z innych krajów, chociażby z Turcji, Peru czy Chin.

Po targach trafiliśmy do Babi, naszej koleżanki z AIESEC-u. Nie ma to jak mieszkać w zamkniętym bloku (których tu jest pełno) z basenem. Ostatnio robi się tak gorąco, że przestaję myśleć w pracy, więc basen przed domem jest błogosławieństwem.



Poza tym chyba coraz bardziej przyzwyczajam się do mieszkania tutaj, bo zdarza mi się pójść do kina;) Wiadomo, że do kina nie chodzi się jak się jest gdzieś na chwilę. Wczoraj trafiłem na "Julie i Julia". Szczerze mówiąc trafiliśmy tam, bo nie było już miejsca na "2012". Ale choć naprawdę nie chciałem na ten film iść, to nie żałuję. Śmieszny, choć może momentami lekko przesadzony. I w jakiś sposób inspirujący do podejmowania wyzwań, choć wyzwanie samo w sobie było trochę wymuszone. Mimo to polecam.

Samo kino to jak każdy multipleks, różnicy wielkiej nie było - no może poza tym, że przy punkcie sprzedaży coli i popcornu panuje wielki bajzel i podobnie jak wszędzie w Brazylii, tam też jest kolejka (co naturalnie powinno sugerować wyjątkowość obleganego miejsca).

PS. Jak zwykle kilka zdjęc, zarówno z targów jak i chilloutu u Babi. Tym razem mniej mniej krajoznawczo, a bardziej towarzysko:)

4 komentarze:

Paweł S. Piotrowski pisze...

aparat - 2000 pln
lot do brazylii - 4000 pln
zdjęcie kolesia w stroju ludowym (chyba można tak powiedzieć;) - bezcenne ;]

filmy jak rozumiem hamerykańskie, z napisami i bez dubbingu? :)
i proszę mi tu nie spojlerować na przyszłość bo przestanę czytać! miałem obejrzeć ten film ;p 2012 zresztą tez ;)

Konrad pisze...

Dobra, dobra, spojlera wyrzucam;) Myślałem, że w Polsce to już dawno było:P Jasne, pierwsze na co patrzę to czy są z napisami, jest to pierwsze kryterium wyboru filmu;)
Wiesz, strój ludowy strojem ludowym, ale telefon komórkowy obok pióropusza... ;)

jasiek pisze...

A Rewers tam grają? ;)
Wracasz na święta? Może byś nas odwiedził?

Konrad pisze...

Oczywiście, wszyscy w Brazylii mówią aktualnie o Rewersie;)
Zbieram się aktualnie do obejrzenia "Tropa de Elite", zobaczyłem kawałek i już polecam, bo film jest nieprzeciętny. Jeżeli podobało Ci się "Miasto Boga" to polecam tym bardziej. Niedługo może coś o tym wrzucę:)
Co do świąt, to niestety nie da rady, wpadłbym na tydzień może, bez sensu raczej...