środa, 4 listopada 2009

Rio de Janeiro

Po czasowej martwicy mojego bloga wracam z wieściami z Rio de Janeiro:) Z wielką chęcią co tydzień opisywałbym nowe miejsce, do którego się wybrałem, ale niestety, po prostu się nie da.

Wracając do tematu, w ostatni piątek wreszcie udało mi się ruszyć gdzieś poza Minas Gerais. 450 km od Belo Horizonte, ok 7 godzin samochodem połączone z postojem w korku przed samym Rio. W końcu długi weekend (2. Listopada jest wolny w Brazylii) nie jest instytucją znaną jedynie w Polsce. W czasie postoju catering zapewniają mieszkańcy pobliskich favel (zapewne).

Ze względu na ostatnie zamieszki, między innymi zestrzelony helikopter, miałem pewne obawy czy w ogóle tam jechać, ale 2 miesiące, które upłynęły bez plaży były silnym argumentem;) No i tak prawdę mówiąc mój szef, Rafael, jako Carioca (mieszkaniec Rio) przekonywał mnie, że nie ma się czego obawiać i poza wizytą w favelach (slumsach w Rio de Janeiro) śmiało można jechać.

Ostatecznie przyjechaliśmy do Rio późno wieczorem i tam spotkaliśmy się z Juanem, którego firma przeniosła w te okolice. Nasz hostel faktycznie okazał się być położony tak blisko jak nam mówiono, dwie uliczki od Copacabany! Dlatego też zaraz po śniadaniu i wyleczeniu porannego kaca już o 9 byliśmy na plaży:)






I wcale nie było tam pusto. Za to pogoda piękna, woda ciepła i dziewczyny w bikini, które tutaj jest wyjątkowo skąpe (dla zainteresowanych więcej zdjęć) Wcale to jednak nie oznacza, że Rio jest miastem wyłącznie pięknych dziewczyn. Stroje kąpielowe znikające między krągłościami możemy zobaczyć również tam gdzie ich oglądać wcale nie chcemy;)

Nasze przybycie zostało natychmiast zauważone przez jednego z lokalnych naganiaczy, którego mogę określić jako najlepszego sprzedawcę jakiego spotkałem. Chwilę potem siedzieliśmy już na Copacabanie popijając Caipirinhę:) Jak to określiła moja koleżanka, mimo plastikowego kubka, nie miała sobie równych (a mam już pewne porównanie;) I tu zgadzam się z nią całkowicie:)

Sama Copacabana to dzielnica jak na Rio bezpieczna, oddzielona od plaży ulicą, zaraz za którą znajdują się apartamenty. Jeżeli kiedyś miałbym się przeprowadzać, to właśnie tam;)

Idąc w kierunku Ipanemy, przyległej dzielnicy i kolejnej plaży można zauważyć mnóstwo biegających i ćwiczących na dostępnych na plaży "trzepakach". W Belo Horizonte jest całe mnóstwo siłowni, tutaj z tego co słyszę, jeszcze więcej. Po pobycie na plaży w Rio można nabrać naprawdę silnej motywacji do częstszego odwiedzania jednej z nich:)



Właściwie poza plażami w Rio nie ma wiele do zwiedzania. Jedyne dwa obiekty typowo turystyczne to Pão de Açúcar i Cristo Redentor. Pierwszy to taras widokowy zbudowany na szczytach dwóch wzgórz położonych na obrzeżach Rio. Można tam wjechać kolejką, i choć po raz kolejny bym się tam nie wybrał, a kolejka jest diabelnie droga, jest to jedna z (dwóch;) rzeczy, które zobaczyć trzeba. Stamtąd zresztą mamy widok na figurę Jezusa, który jest chyba najbardziej znanym symbolem Rio de Janeiro:



Niestety pogoda tego dnia była dość podła, ale pobyt na plaży podczas odbywającej się wtedy gejowskiej parady nie był żadną alternatywą;)
Po Pão de Açúcar odwiedziliśmy wzgórze z Cristo Redentor skąd po chwili przegonił nas deszcz. I jak się okazało, faktycznie nie było co robić w Rio gdy pada. To znaczy, nie ma jakichś szczególnych atrakcji, gdzie można by pójść zamiast plaży (lub też, co bardziej prawdopodobne, jeszcze ich nie widziałem). Oczywiście jest cała masa nocnych klubów w Lapa, jednej z dzielnic. Wieczorem ulice są pełne, jest wręcz tłoczno, zarówno przy klubach, gdzie kolejki potrafią osiągać kilkanaście metrów, jak i przy budach z Churrasco i Hot Dogami.

Pisząc o Rio nie sposób nie wspomnieć o jego mieszkańcach, Cariocas. Poza zupełnie innym akcentem, w którym pełno "sz", z którego zresztą śmieją się pozostali Brazylijczycy, są, choć myślałem, że to niemożliwe, jeszcze cieplejsi od Mineiros (mieszkańców Minas Gerais, w tym również BH). Wystarczyło, że weszliśmy do sklepu kupić spodnie i porozmawialiśmy 5 minut ze sprzedawczynią. Zaraz zaczęła nam opowiadać co trzeba w Rio zobaczyć, dokąd się wybrać, a na koniec ucałowała wszystkich na pożegnanie;)
Z drugiej strony, z tego co słyszę nikt nie lubi Cariocas, bo zadzierają nosa i uważają się za lepszych od pozostałych Brazylijczyków. Przyzwyczajony do tego, że w choć Polsce faktycznie istnieją jakieś różnice, ale w obecnym pokoleniu nie ma już tak silnej rywalizacji czy też niechęci pomiędzy miastami (tak przynajmniej mi się wydaje), początkowo niedowierzałem niechęci, odzwajemnionej zresztą, mieszkańców Minas Gerais do Cariocas. Wystarczyło jednak usiąść na plaży, by sprzedawca biszkoptów nie wiedząc, że Rafael jest z BH, rzucił jakiś uszczypliwy komentarz pod adresem Mineiros. Do transakcji nie doszło;)
Brazylia jest tak ogromna, a różnice tak znaczące, że spokojnie mogłoby to być kilka oddzielnych państw. Jednak wynikiem przypadku i braku poważniejszych wojen (w przeciwieństwie do krajów hiszpańskojęzycznych na kontynencie) stała się krajem ogromnych różnic, gdzie tym co tak naprawdę łączy jest język.

PS. Zapraszam również do galerii z Rio.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

gdybys mial zdecydowac wybralbys BH czy Rio?

pozdrawiam i czekam na wiecej wpisow

Konrad pisze...

Powiem tak - gdybym jechał na wakacje to nawet nie miałbym takiej wątpliwości:)
Oczywiście argumentem pierwszym jest plaża - nie będę kręcił, że nie robi mi to różnicy.
Z drugiej strony, odwiedzać miasto, a mieszkać w nim to trochę co innego. Rio jest o wiele mniej bezpieczne od BH i napady z bronią naprawdę się zdarzają. Belo Horizonte, szczególnie w branży IT ma sporo do zaoferowania, jest tu sporo firm informatycznych, a jednak mimo, że to praktyka, nie chcę się uwstecznić (w aktualnej firmie mi to nie grozi).
Pewnie gdybym miał do wyboru praktykę tak dobrą jak ta, ale w Rio, wybrałbym Rio;)