wtorek, 4 maja 2010

Kurytyba


Od Kurytyba

Kurytyba była ostatnim miastem, które odwiedziliśmy. Sama podróż z Foz do Iguaçu była z jednej strony bardzo przyjemna, bo nocny autobus, którym jechaliśmy był prawdopodobnie najwygodniejszy (i najdroższy) do tej pory. Z drugiej strony po dwóch godzinach zatrzymała nas straż graniczna i bardzo dokładnie skontrolowała cały autobus. Sprawdzali wszystkie torby, siedzenia i przetrzepali cały luk bagażowy. Wszystko ze względu na bliskość Paragwaju i zupełnie niekontrolowaną granicę. Poza narkotykami, które znaleźli w autobusie przed nami, szukali wszystkiego co wjechało do Brazylii bez zapłacenia podatku. Brazylijczycy mają prawo do bezcłowych zakupów do 300$ miesięcznie, wszystko powyżej obłożone jest 50% podatkiem. Przy takim cle i cenach importowanych towarów w Brazylii trudno się dziwić, że kto może, próbuje udać się do Paragwaju na zakupy.
W końcu rano dojechaliśmy jednak do Kurytyby. Spędziliśmy tam 3 dni, spacerując, oglądając miasto i jeżdżąc turystycznym autobusem. Tak jak wjeżdzając do Paragwaju można krzyknąć "To jest inny świat!" mając na myśli wszechobecny bajzel, tak tutaj możnaby krzyknąć to samo widząc tutajszy porządek. Rzeczywiście, pod względem organizacji, czystych ulic i świetnego transportu publicznego żadne z odwiedzonych miast nie równa się z Kurytybą. Pierwszego dnia nie mogłem wyjść z podziwu dla sposobu w jaki funkcjonują tutajsze autobusy.


Z tego co przeczytałem i co zresztą widać, został tu zaadoptowany system stacji i linii metra. Przystanki autobusowe są pozamykane, płaci się przy wejściu do nich zamiast do autobusu, co bardzo przyspiesza późniejsze wsiadanie (szkoda, że nikt nie wpadł na pomysł karty miejskiej...). Autobusy gadają informując o przesiadkach, za które nie trzeba płacić, w przeciwieństwie do pozostałych miast. Wszystko to zostało wprowadzone po to by zachęcić kierowców do rezygnacji z samochodów, co podobno odniosło nawet jakiś sukces (i co z pewnością jest lepszym pomysłem niż to co zrobiono w mieście Meksyk - w zależności od końcówki rejestracji samochody mogą lub nie danego dnia poruszać się po centrum miasta).



Poza tym Kurytyba to równiutko przycięte trawniki, parki i czyste ulice. Ciężko gdzieś tu zobaczyć walające się po ulicy papiery, o co nawet w Belo Horizonte nie trudno.





Nawet turystyka, choć nie ma tu starówki porównywalnej z Salvadorem, jest tu świetnie zorganizowana. Turystyczny autobus obwozi nas po wszystkich atrakcjach Kurytyby, można z niego wsiadać i wysiadać (do 4 razy), co zaoszczędza kłopotów z dojazdem.


Skąd takie różnice w tym regionie w porównaniu z północnymi stanami? Ano może z powodu europejskich emigracji, niemieckiej, włoskiej, ukraińskiej i wreszcie polskiej:) Faktycznie, już przed przyjazdem sporo słyszałem o pochodzeniu mieszkańców Kurytyby (i stanu Paraná), ale ciekawiło mnie bardzo zobaczenie jakichś polskich wpływów w miejscu tak odległym. Jak się okazało turystyczny autobus miał w rozkładzie park Jana Pawła II:


Zaraz przy wejściu znaleźliśmy też polską kawiarnię:)


Przywitaliśmy się po polsku, ale pani wyglądająca bardziej na polkę niż brazylijkę (czyli blondynka z niebieskimi oczami) znała po polsku tylko kilka słów. Polskich specjałów na miejscu nie próbowałem, bo za 4 miesiące będę miał ich pod dostatkiem, ale można tam było zjeść typowy polski obiad:


Sopa de beterraba = barszcz

Porozmawialiśmy z panią przez chwilę i jak się okazało była ona córką Polki,która przyjechała tu 50 lat temu i z którą mieliśmy się spotkać za chwilę. Wyszliśmy pospacerować po parku i od razu rzuciły się w oczy chaty, które przypominały te z polskich wsi!


Weszliśmy do jednej z nich, i tam poznaliśmy panią Danutę, mamę spotkanej przed chwilą niebieskookiej blondynki. Pani Danuta od 30 lat prowadzi park, będący upamiętnieniem polskich emigrantów.
Wszystko zaczęło się od pierwszej chaty, która została wywieziona z jednej ze wsi w stanie Paraná. Gdy w 1980 roku Jan Paweł II przyjeżdzał do Brazylii pojawił sie pomysł aby przywitać go właśnie w takiej staropolskiej chacie. Od razu pojawiły się głosy, że wiejska chata nie jest miejscem na witanie papieża, ale w końcu się udało. Chata została przewieziona do centrum Kurytyby i w jej wnętrzu powitano Ojca Świętego. Wkrótce potem pojawił się problem co z tą chatą zrobić - odstawić ją na miejsce? Postanowiono więc pozostawić ją w pobliżu zalesionych terenów należących do miasta by w ten sposób rozpocząć budowę parku, czym zajęła się pani Danuta. W tej chwili chat jest już 7, w jednej z nich można zobaczyć kaplicę Matki Boskiej, w innych sprzęty z polskich wsi, wreszcie też polskie rękodzieło, za promowanie którego odpowiedzialna jest też pani Danuta:


Miło jest zresztą zobaczyć jak przychodzą tam brazylijczycy, interesują sie naszymi pisankami, co niektórzy coś kupują. W pobliskiej dzielnicy mieszka zresztą naprawdę wielu polaków i brazylijczyków polskiego pochodzenia, w samej Kurytybie jest ich około 400 000, a w całym stanie ponad milion!

Co jeszcze jest innego w Kurytybie niż w reszcie Brazylii? Pogoda! Tu naprawdę można zmarznąć. Miasto położone jest na dużej wysokości, co z jednej strony oznacza niższe temperatury, a z drugiej odczuwalnie czystsze powietrze. Pod wieloma względami, w Kurytybie czułem się jak w Europie, wrecz ciężko było uwierzyć, że nadal byliśmy w Brazylii.





Kurytyba była też ostatnią częścią naszej wycieczki, w sobotę wieczorem wsiedliśmy w samolot do Belo Horizonte. Na pewno było warto, choć o tym postaram się jeszcze napisać oddzielnie. Teraz czekają mnie jeszcze 3 miesiące pracy, a w sierpniu Kolumbia!

Zdjęcia z Kurytyby.

3 komentarze:

Unknown pisze...

faktycznie bardzo czyste miasto... w porównaniu do naszej Warszawy( albo raczej bez porównania:P ). Zaskoczyło mnie to, że w Kurtybie mieliście przyjemność spotkać się z kulturą polską:) To ciekawa historia z Panią Danutą.
Najbardziej jednak spodobało mi się to, że jest tak tam czysto, aż oczy bolą:P Na żywo na pewno lepszy efekt:)
aha, i nie dziw się, że tam marzłeś, bo Ty już do ciepła zdążyłeś się przyzwyczaić:) ale chyba dobrze tak na chwilę ochłonąć?:P

Konrad pisze...

No, to przyjemne spotkać coś polskiego tak daleko;) No, jest czysto, Kurytyba ma zresztą standard życia nieporównywalny z pozostałymi miastami Brazylii... zresztą, patrząc na to jak wygląda, wcale się nie dziwię, że podczas naszej komuny nikt nie chciał do Polski wracać;)
Co do zimna, chyba zaczynam je lubić coraz bardziej, w Foz do Iguacu, po raz pierwszy wspólnie stwierdziliśmy jak to się dobrze śpi jak w nocy jest chłodno:) (a nie gdy jak w Rio masz do wyboru zlewać się potem albo słuchać furkoczącego wentylatora)

Kasia pisze...

w takim razie wracaj do Polski... tu noce nie są takie ciepłe;) ;P

Pozdrawiam z (tymczasowo deszczowej) Warszawy:)