niedziela, 16 maja 2010

Powrót do BH

Minęły już dwa tygodnie od powrótu z Kurytyby, a jednocześnie do brazylijskiej rzeczywistości. Wiadomo że po miesiącu podróży, gdzie każdego dnia dzieje się coś nowego, powrót do pracy jest w najlepszym wypadku wydarzeniem mało ekscytującym. Dodatkowo miesiąc spędzony głównie w gorących stanach Brazylii spotęgował zdziwienie temperaturą zastaną w Belo Horizonte.
Tak, tu może być zimno. Moje mieszkanie, w którym, jak w wielu innych zresztą, do tej pory cieszyłem się ogromnymi oknami i szklaną ścianą oddzielającą taras, także teraz okazuje się zaskakująco przewiewne. Oznacza to, że w chłodne wieczory trzeba wyciągać ciepłe ubrania z szaf, bo żadne z mieszkań nie jest tu ogrzewane. Tutaj mógłbym sobie też trochę ponarzekać na pewien denerwujący mnie szczegół. Na północy Brazylii jest tak gorąco, że często prysznice nie są nawet ogrzewane, i nawet rano zupełnie mi to nie przeszkadzało. Na południu jest na tyle zimno, że prysznice są takie jak u nas (zimna i ciepła woda do woli). W Belo Horizonte mamy wkurzające rozwiązanie pośrednie. Prysznic połączony jest z ogrzewaniem wody, co oznacza mniej więcej tyle, że możemy mieć albo dużo wody zimnej albo mało ciepłej. Oczywiście nie ma nic przyjemniejszego niż zimny prysznic po zimnej nocy.
Tak więc mamy brazylijską jesień, która od lata różni się tylko niższymi temperaturami. Ale i tak widok brazylijczyków poubieranych w grube kurtki i kozaki jest dosyć zabawny:) Jest chłodno, ale nie aż tak.

Tak się jakoś ostatnio złożyło, że w ciągu dwóch tygodni zostałem trzy razy zaproszony na obiad czy kolację do brazylijskiej rodziny. Za każdym razem do innej. Zaraz po powrocie z Kurytyby, wszyscy (tzn. obcokrajowcy) zostaliśmy zaproszeni przez naszą "Profesorę", dziewczynę, która nas uczy portugalskiego. Tydzień później zaprosiła mnie Maria Antonieta, u której spędziłem święta Bożego Narodzenia. W czwartek trafiłem na kolację do rodziny, u której mieszka Mónica. Jak to wygląda i czym się różni od spotkań w Polsce? No cóż, trochę tak jak pisałem już w poście o świetach Bożego Narodzenia, spotkanie nie kręci się wokół stołu. Przychodzimy, siadamy gdzieś gdzie się da, a jak się nie da to stoimy. Przed jedzeniem, które najczęściej pojawia się po jakimś czasie, wszyscy popijają piwo, Coca Colę albo caipirinhę (oczywiście zależy od rodziny). Po jakimś czasie pojawia się główne danie, które zawsze jest podawane razem z ryżem i fasolą. Każdy podchodzi i sam sobie nakłada ile czego chce, ale często jest tyle osób, że po prostu nie starcza miejsca przy stole. Dlatego też nikt się tym za bardzo nie przejmuje i siada z talerzem gdzieś z boku. Szczerze mówiąc mam tu mieszane uczucia - z jednej strony przyzwyczajony jestem do tego, że każdy ma swoje miejsce. Z drugiej strony, może to u nas jest lekko przesadzone, to znaczy, nie zaprosimy więcej osób, choć byśmy chcieli tylko dlatego, że mamy za mały stół?;) Tutaj jedzenie jest naprawdę tylko pretekstem do spotkania. A jeżeli chodzi o spotkania brazylijskich rodzin, to zaproszonych osób potrafi być naprawdę dużo. To jest po prostu fajne, brazyliczycy są bardzo rodzinni, wielu krewnych utrzymuje ze sobą kontakt, no i samo to, że tyle razy zostałem zaproszony pokazuje, że nie są to zamknięte spotkania:)

1 komentarz:

Unknown pisze...

Naprawdę współczuję, że musicie się kąpać w zimnej wodzie.. brrr, zwłaszcza w chłodniejsze dni.
Gdy czytałam posta, na mojej twarzy pojawił się uśmiech, gdy wyobraziłam sobie Brazylijczyków ubranych w grube kurtki i ciepłe kozaki:P Tak to my się ubieramy w zimę:P współczuję, że tak reagują na 'jesień', na nieznaczny spadek temperaty. No ale cóż... tak musi być.
a Ty tam nie marzniesz? :) Ile w takim razie macie tam stopni?