poniedziałek, 21 lutego 2011

Pobyt na wybrzeżu

Tak jak pisałem ostatnio - w końcu dopłynęliśmy. Po dniu lenistwa wybraliśmy się do Panamy! Tak, jedna z najpiękniejszych plaż "Playa la Miel" znajduje się tuż za granicą Panamską. Najpierw musieliśmy się dostać do Capurganá, wioski znajdującej się 5 minut łodzią od Aguacate.

Od Capurganá


Stamtąd po kilku minutach drogi dotarliśmy na wzgórze, gdzie znajdowała się granica Kolumbii i Panamy:


Niestety nie mogłem zrobić zdjęcia samego posterunku granicznego, który mieścił się w namiocie;)


Po kilku minutach spaceru wzdłuż brzegu morza, zaraz obok uprawy bananów dotarliśmy do plaży.




Szczerze mówiąc była to jedna z najpiękniejszych plaż jakie widziałem. Mało ludzi, żadnych sprzedawców, piękny kolor wody i do tego czysto. Naprawdę warto było tu dotrzeć.





Zaraz po przybyciu usiedliśmy w prowizorycznym barze.


Zamówiłem piwo i coś do tego. Jedyne co było to Patacón, czyli rodzaj niesłodkiego banana, którego się smaży w sposób przypominający nasze placki ziemniaczane. Do tego np sos z pomidorów albo tuńczyka. Nie jestem fanem każdego kolumbijskiego dania, ale to akurat szczerze polecam, palce lizać:)


Poopalaliśmy się i wykąpaliśmy, wreszcie dawka prawdziwego słońca zimą:)
Po kilku godzinach powróciliśmy łodzią do Kolumbii. Pospacerowaliśmy po małym miasteczku, pierwszym (lub ostatnim w zależności od punktu widzenia) po kolumbijskiej stronie.


Wkrótce potem powróciliśmy do Aguacate. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie usiadł tam choć na chwilę do komputera. Ale jak wygląda dostęp do internetu na odludziu? Ano tak:


Proszę zwrócić uwagę na antenę satelitarną w krzakach;)
Kolejny, właściwie ostatni dzień minął nam na konnej wycieczce i leniwym odpoczynku, na ile czas na to pozwolił. Oboje stwierdziliśmy, że było to o jeden dzień za krótko... o ten dzień, kiedy musieliśmy zostać w Medellín.

Tak więc już w sobotę rano musieliśmy wracać do Turbo. I po raz kolejny niespodzianka. O ile tym razem udało nam się zająć dobre miejsca w łodzi (czyli tak bardzo z tyłu jak tylko się dało), to paliwo skończyło nam się zanim dopłynęliśmy do celu. Ja wszystko rozumiem, ale chyba człowiek, którego zawodem jest obsługa łodzi jest w stanie przewidzieć ile taka łódź spali paliwa? Naprawdę, to był jeden z momentów, w których łapałem się za głowę i zastanawiałem się jak to wszystko działa. Chyba w oparciu o wzajemną pomoc, bo za chwilę ktoś podał nam kanister z benzyną i dopłynęliśmy do stacji benzynowej.


To wydarzenie potwierdziło poprzednie obserwacje moich towarzyszy podróży, Alicji, Artura i Martyny. O ile oni jednak zapierali się że tu wszędzie panuje bajzel to ja po tym razie przyznaję, że bajzel istnieje ale głównie na wybrzeżu.

Drogę powrotną pokonaliśmy samolotem. Nie wyobrażam sobie powtórki z tego co było. I coraz bardziej rozumiem czemu Kolumbia ma tyle lotnisk. Ze względu na ukształtowanie terenu nawet stosunkowo niewielkie odległości warto pokonywać samolotem (i nie jest to aż tak bardzo drogie w porównaniu z autobusem).
Dojechaliśmy więc do Apartado. I to było najbardziej niesamowite lotnisko na jakim byłem, powiedziałbym wręcz, że iście filmowe!


Rozmiar sali odpraw daje pojęcie o nasilonym ruchu w tym regionie;)


Do tego mała restauracja, pare plastikowych krzesełek i już, całe lotnisko.
Nie oznacza to jednak wcale, że każdy wchodził jak chciał bez żadnej kontroli - co to to nie. Akurat pod tym względem lotniska kolumbijskie są bardzo pilnie strzeżone i nie inaczej było z tym.
Po godzinie oczekiwania przyleciał nasz "samolocik":


Nie lądują tam żadne odrzutowce, a ja tym bardziej byłem ciekaw lotu czymś co rozmiarami było niewiele większe od autobusu. Generalnie obserwacja "im mniejszy tym bardziej trzęsie" potwierdziła się i w tym przypadku. Ale zamiast 10 godzin, przylecieliśmy w 40 minut. Samo to może dać pojęcie o tym jak kręte są tutajsze drogi. Podobnie zamiast 9 godzin lecieliśmy 30 minut z Medellín do Bogoty. Ledwo co wystartowaliśmy i zaraz lądujemy.

Na tym skończyła się nasza podróż. Pod względem turystycznym oczywiście:)

Zapraszam do obejrzenia zdjęć z pobytu na wybrzeżu.

Brak komentarzy: