poniedziałek, 14 czerwca 2010

Buenos Aires

Jesteśmy w Buenos Aires, udało się! Po 24 godzinach podróży, podczas której wydawało nam się, że zamiast kilku dni w Argentynie, przyjdzie nam spędzić urlopy w Sao Paulo, jesteśmy. Jak zwykle nie obyło się bez przygód, tym razem prawie spóźniliśmy się na samolot z Sao Paulo do Buenos Aires. Udało nam się znaleźć tanie loty na tej trasie, ale to oznaczało, że trzeba było najpierw dojechać do miejsca wylotu. I oczywiście o ile wcześniej autobusy jeździły zgodnie z rozkładem, to nasz stanął w korku wyjeżdzając z Belo Horizonte. Po 2 godzinach stresu nie było wyjścia, z pomocą szefa Moniki udało nam się przebookować bilety na późniejszą godzinę. I tak rano przyjechaliśmy do Sao Paulo, skąd po południu (zamiast rano) polecieliśmy do Buenos Aires.

Od Buenos Aires

Na tym kłopoty się nie skończyły, bo o ile w Brazylii nie było sposobu żeby kupić argentyńskie peso, tak w Argentynie reale kupowane były po iście złodziejskim kursie. Ale cóż, wyjścia nie było, bo to sobota wieczór, więc robimy wymianę na lotnisku.
Po chwili pojechaliśmy do hostelu, ale zaraz, co się stało, wylądowaliśmy w Europie? Wiem, że powtarzam to co można wyczytać w każdym przewodniku, ale tu naprawdę jest europejsko! Spędziliśmy tu dopiero jeden dzień, ale to wystarczy, żeby zobaczyć różnicę między Brazylią i Argentyną.
Po przyjeździe wygłodniali poszliśmy na pizzę niedaleko hostelu.



To co mnie zdziwiło najbardziej:
- nigdy nie jadłem pizzy po północy (widząc gości przychodzących po pierwszej w nocy)
- zawsze byłem w stanie zjeść co najmniej jej połowę
Zdecydowanie nie doceniliśmy argentyńskiej pizzy, ale poza tym, że była jedną z najlepszych jakie kiedykolwiek jadłem to była po prostu tak niesamowicie sycąca, że wygłodniali po 10 godzinach z wielkim trudem zjedliśmy 2 i pół kawałka.
Kolejny dzień minął nam na odsypianiu podróży i odwiedzeniu najbardziej turystycznej dzielnicy Buenos Aires - La Boca:


Czy to ważne... moment był po prostu niesamowity. Usiedliśmy na zewnątrz jednej z restauracji gdzie zobaczyliśmy zespół grający tango, zamówiliśmy argentyńską wołowinę i wino. Usiedliśmy słuchając rytmu tanga wygrywanego na akordeonie i kontrabasie. Po chwili też pojawili się tancerze:



Wszystko razem wzięte ciężko będzie zapomnieć.

Chyba każdy kraj ma jakieś swoje dziwactwa. Nie inaczej jest tutaj. Tak oto wyglądają argentyńskie monety:

Od Buenos Aires

To co jest najbardziej niesamowite to jak trudno je zdobyć! Rozmienienie banknotu na monety graniczy z cudem. A bez monet nie ma mowy o jeździe autobusem, bo tylko monety akceptują autobusowe automaty. Walka o argentyńskie monety przypomina podchody, podczas których trzeba odpowiednio zapłacić, żeby odpowiednio dostać resztę. Kiedy już się dostanie monety trzeba uważać, żeby nimi nie płacić. A wszystko dlatego, że są one więcej warte niż ich nominał więc sporo monet zostało przetopionych i spożytkowanych w inny sposób;) Wariactwo, właściwie całkiem zabawne dopóki ich nie brakuje, żeby skorzystać z autobusu;)

Zdjęcia z Buenos Aires

Brak komentarzy: