wtorek, 21 września 2010

Powrót do Polski

Tak jak pisałem, wróciłem już z Brazylii. Ostatnie dni w Kolumbii spędziłem razem z Moniką w Bogocie. Po raz drugi Bogota zrobiła na mnie dobre wrażenie. Co do jednego nie miałem wątpliwości - jest to miasto, w którym jest co robić.

Od Bogota

Oprócz wieczornych wyjść wybraliśmy się wszyscy razem na wzgórze Monserrate, na którym położony jest kościół i z którego mamy piękny widok na całą Bogotę.



Tam też spróbowaliśmy lokalnych specjałów. Jednym z nich była Chicha, czyli lekko sfermentowana kukurydziana papka.



Do produkcji naturalnej chichy używa się między innymi ludzkiej śliny, która rozpoczyna fermentację tego orzeźwiającego napoju. Chociaż ta była podobno zrobiona inaczej, to jakoś świadomość tego w jaki sposób mogła zostać wyprodukowana zaprzątała mi głowę podczas degustacji.

Innym przysmakiem był pieczony banan z serem i dżemem z guayaby:



Po zejściu z Monserrate wybraliśmy się pod pałac prezydencki zobaczyć zmianę warty i spowodowaną nią paradę wojska:


Tutaj muszę przyznać, że choć początkowo nie chciałem tam iść, to zrobiła ona na mnie spore wrażenie. Właściwie to nawet nie udało nam się tam wytrzymać do końca, bo godzinna parada połączona z odegraniem hymnu i powolnym, uroczystym składaniem flagi Kolumbii po pewnym czasie zaczęła nam się nieco dłużyć. Mimo to był to jeden z momentów, które miło mnie zaskoczyły, bo i nie spodziewałem niczego szczególnego po zmianie warty.

W Bogocie pożegnałem się z Moniką, Juanem Pablo i Juanem Sebastianem. Na lotnisko przyszła też Anita, sympatyczna brazylijka, z którą mieliśmy naprawdę fajny kontakt w Belo Horizonte. Teraz to ona przyjechała do Kolumbii na praktykę. To naprawdę coś fajnego spotkać kogoś znajomego tak daleko od miejsca, w którym się go poznało.

Z Kolumbii wróciłem do Belo Horizonte gdzie pożegnałem się jeszcze raz ze wszystkimi. Przyszli trzej znajomi z pracy, niektórzy znajomi z Aiesecu, i choć było bardzo fajnie, to bez całej ekipy, o której tu pisałem to jednak nie to samo. Kolejnego dnia pojechałem do Sao Paulo, gdzie spędziłem swój ostatni dzień w Brazylii. Przespałem się w hostelu, przeszedłem się Avenidą Paulista i przyszła pora łapać busa na lotnisko. Byłem ze trzy godziny przed lotem, bo jednak spóźnienie się na samolot (co do tej pory już raz mi się udało), skomplikowałoby mój powrót;)

Z bagażem nazbieranym przez rok czasu przepchnęłem się przez kolejkę, a tu się okazuje, że samolot jest tak pełny że nie wiedzą gdzie będę siedział. Dostałem najgorsze możliwe miejsce - zaraz na początku klasy ekonomicznej, tak że nie dało się wyprostować nóg, a ewentualne próby spania skutecznie niweczył podróżujący z tatą niemowlak francusko-brazylijskiego pochodzenia. Po jedenastu i pół godzinach lotu wylądowaliśmy w Zurychu, skąd zaraz wylatywał samolot do Warszawy. Trzeba przyznać, że Swiss ma to fajnie rozwiązane, bo przesiadki dla wszystkich pasażerów pokazują się zaraz przed lądowaniem na ekranach w samolocie.

Wylądowałem w Warszawie... no cóż, szok popowrotowy był;) Pierwszy, jakie to miasto jest małe, szczególnie w porównaniu z Sao Paulo. Jakie te drogi są dziurawe;) Jaka obsługa w banku jest niemiła (moja karta została zablokowana jak byłem w Brazylii). Mimo to po roku spotkałem się z rodziną, później ze znajomymi i właśnie oczywiście to było najmilszym momentem.

Wszyscy mówią, że adaptacja po powrocie jest jeszcze trudniejsza niż po wyjeździe. Ja czuję, że wróciłem tam gdzie byłem w Polsce. Właściwie nic się tu nie zmieniło. Mam tylko pełną głowę wspomnień z tego co zdarzyło się przez ten rok. Chyba nic mnie tu nie ominęło, więc nie żałuję, że mnie przez ten czas tu nie było. Blog z tego okresu jest tylko jakąś częścią tego co się działo, bo i nie o wszystkim się pisze na blogu;)

Po krótkim pobycie w Ciechanowie spędziłem tydzień w Warszawie i był to tydzień miło spędzony. Spotkałem się z dawno niewidzianymi znajomymi, zdążyłem jeszcze trzy razy przejść się pod pałac prezydencki zobaczyć nocne awantury (trochę ułatwiała to dogodna lokalizacja - zaraz obok Przekąsek Zakąsek;) Jakoś uświadomiłem sobie jak bardzo lubię to miasto, jak fajny jest Nowy Świat nocą, jak fajna jest nowo-stara warszawska starówka. Nie mam złego humoru po powrocie, jak niektórzy, z którymi rozmawiałem. Cieszę się, że tu jestem i dochodzę do wniosku, że Warszawa jest fajnym miejscem do mieszkania. Chociaż sam jeszcze nie wiem jak długo tu zostanę;)

Od Warszawa

Brak komentarzy: